Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

W maju 2014 roku w Montrealu Andrzej Fonfara miał Adonisa Stevensona na deskach, lecz nie zdołał zwyciężyć przed czasem. Przegrał między innymi dlatego, że sam był liczony w pierwszej i piątej rundzie. Czy 3 czerwca w Kanadzie nasz najlepszy pięściarz wagi półciężkiej (79,4 kg) dopnie swego i zdobędzie pas WBC, zostając piątym polskim mistrzem świata w boksie zawodowym?

Miesiąc temu w Nowym Jorku wygrał pan przed czasem z Chadem Dawsonem, trenuje pan do drugiej w karierze walki o mistrzostwo świata. Wypoczął pan?
Andrzej Fonfara: Byłem przez kilka dni w Chicago, gdzie mam na głowie wykończenie domu. Wróciłem do Kalifornii, lekko potrenowałem, a potem wziąłem żonę i synka na 10-dniowe wakacje na Hawajach. W poniedziałek zacząłem 8-tygodniowy obóz do rewanżu ze Stevensonem.

Musi pan pobić Stevensona, jednego z najgroźniejszych pięściarzy świata.
Andrzej Fonfara: To będą krótkie przygotowania, ale intensywne. Być może już za parę dni zacznę sparingi. Muszę wyłączyć lewą rękę Stevensona. Bo najbardziej niebezpieczna jest ta mocna lewa ręka. Umie bić z kontry, po zwodzie. Mój lewy prosty musi działać doskonale, to samo lewy sierpowy. Będę chodził w jego lewą stronę. Nie mogę nadstawiać się pod tę jego lewą rękę, lecz samemu bić prawą. Szczegółów nie zdradzę, ale z trenerem Virgilem Hunterem wiemy, kiedy zacząć boksować ostrzej. Wchodzimy w to po to, aby zwyciężyć.

Adonis znów opadnie z sił? Umie pan zamęczać rywali, jak było choćby z Gabrielem Campillo cztery lata temu.
To prawda. Przeciwnicy uderzają, przyjmuję ciosy, trochę uciekam, kumuluję energię. Gdy się wystrzelają, przychodzi moja kolej. Jednak ze Stevensonem powinno być inaczej. Ma czym uderzyć i nie mogę dać się zdominować, bo każdy jego cios może zakończyć walkę. Chcę go zmęczyć, ale przez mądre boksowanie. Niech będzie cały czas zajęty, ale myśleniem o obronie, nie tylko o ataku. Gdy straci siły, postawię na intensywny boks i postaram się go upolować dobrym ciosem. Po trzech latach czuję się mocniejszy fizycznie, a przede wszystkim mądrzejszy o pięć kolejnych walk, silniejszy mentalnie.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>