Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Najlepszy polski pięściarz wagi półciężkiej Andrzej Fonfara (28-4, 16 KO) w walce wieczoru gali w Chigaco miał pokonać Joe Smitha (22-1, 18 K) i zrobić kolejny krok w kierunku rewanżowego starcia o mistrzostwo świata z posiadaczem pasa WBC Adonisem Stevensonem. Tymczasem sensacyjnie przegrał już w pierwszej rundzie. Dlatego plany o stoczeniu walki o pas mistrzowski na na Stadionie Legii muszą chwilę odczekać.

Byłeś zdecydowanym faworytem. I choć głupio to zabrzmi, przeważałeś przez pierwszą minutę, ale nieoczekiwanie Smith cię znokautował. Co było przyczyną porażki?
Andrzej Fonfara: Dobrze zacząłem pojedynek, kilka moich lewych sierpowych nawet go zachwiało. Jednak chwila nieuwagi mnie sporo kosztowała. Opuściłem lewa rękę, przez co przyjąłem piekielnie mocny cios. Wstałem po 8 sekundach, ale dla niego to już była czysta formalność. Zagonił mnie w róg i dobił. Takie porażki są wliczone w ten sport.

Twój promotor, od razu po walce, był widziany w towarzystwie sztabu Smitha. Planujecie rewanż?
To mój priorytet, ale musimy się szybko dogadać. Listopad byłby dobrym terminem. Nie byłem gorszy pięściarsko. Gdybym przegrał na punkty, albo po nokaucie w 8-9 rundzie, to można byłoby obiektywnie ocenić, kto ma większy kunszt bokserski. Wtedy bym mu pogratulował i powiedział, że jest lepszy. A przegrałem przez jeden cios. Nie czuję się od niego słabszy. Znam uczucie porażki, to mnie tylko motywuje do jeszcze cięższego treningu.

Tylko motywuje? Nie przeżyłeś mocno tej porażki?
Parę dni po walce byłem w dołku, ale wspierała mnie rodzina. Właśnie wziąłem ślub cywilny, czekam na syna i buduje nowy dom w Chigaco. Rozpoczynam nowy etap w życiu. Czas się ustatkować, a nie płakać po przegranej. Jeszcze zobaczysz, że wrócę silniejszy.

Pełna treść artykułu na Sport.pl >>