Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Wszystko wskazuje, że tak właśnie będzie dziś w Chicago. Najpierw do ringu wyjdzie Maciej Sulęcki, później Andrzej Fonfara. Jak obaj twierdzą: porażki nie wchodzą w rachubę. Transmisja w Polsacie Sport od 02:30 w nocy.

28-letni Fonfara (28-3, 16 KO), czołowy pięściarz kategorii półciężkiej liczył wprawdzie na rewanż z Adonisem Stevensonem, mistrzem organizacji WBC, ale na ten hit zarówno on, jak i wszyscy sympatycy boksu muszą jeszcze trochę poczekać. Kto wie, może jesienią, a może dopiero w przyszłym roku dojdzie do tego pojedynku. Polak miał więc nadzieję, że na walkę z nim skusi się były mistrz świata tej kategorii, Chad Dawson (w 2007 roku odebrał pas WBC Tomaszowi Adamkowi), ale ten odmówił. Ostatecznie padło więc na solidnego pięściarza z Nowego Jorku, Joe Smitha Jr (21-1,17 KO), który legitymuje się wprawdzie całkiem niezłym rekordem, ale brak znanych nazwisk na tej liście mocno obniża jej wartość.

Co do oceny Smitha Jr poczekajmy do walki, zobaczymy co pokaże w ringu. Dwa lata młodszy i sześć centymetrów niższy Amerykanin z Long Island odgraża się, że pokona Fonfarę, że wykorzysta jego błędy w defensywie, ale na razie to tylko słowa.

„Polski Książe” ma świadomość, że nie może sobie pozwolić na potknięcie. Pojedynek ten pokaże NBC w najlepszym czasie oglądalności, więc opłaca się zaprezentować z jak najlepszej strony.

Tym bardziej, że Fonfara ma ostatnio dobrą passę i wysokie notowania. Efektowna wygrana z Julio Cesarem Chavezem Jr i zwycięstwo z Nathanem Cleverlym w którym padła rekordowa ilość ciosów, umocniły jego wizerunek twardziela, który jest w stanie walczyć o najwyższe cele. A to przecież jedna z najciekawszych kategorii w zawodowym boksie: trzy pasy (BA, IBF, WBO) należą do Rosjanina Sergieja Kowaliowa, a WBC do Stevensona, Kanadyjczyka rodem z Haiti, który 19 listopada zmierzy się ze znakomitym Andre Wardem, byłym królem niższej kategorii (superśredniej).

To właśnie w starciu ze Stevensonem, dwa lata temu, Fonfara mocno zapracował na miano twardziela. Nie ugiął się, choć dwukrotnie był liczony, pod koniec ruszył do ataku i posłał na deski mistrza. Niewiele wtedy zabrakło do wielkiej sensacji.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>