Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 



Jestem w Moskwie, która powoli przygotowuje się do pierwszej konferencji prasowej i pierwszego twarzą w twarz super walki Władymira Kliczko z Aleksandrem Powietkinem. Przynajmniej dla mnie, będzie to najtrudniejsza walka Dr Steelhammera w jego karierze, ale o tym zdążymy jeszcze napisać, bo do 5 października jest dalej niż do 16 sierpnia. A już w najbliższy piątek, zwycięzcą będzie pewnie nie ten, co dziś głośniej krzyczy i pręży mięśnie, ale ten co zachowa na ringu US Cellular Field zimną głowę.

Andrzej Fonfara jest w najlepszej formie w życiu. Bez urazów, które męczyły go latami, a o których było cicho. Z pełnym obozem treningowym, dobrymi sparingpartnerami, i co najważniejsze – spokojną głową, bo po raz pierwszy w karierze ma czytelną drogę do walki o pas. “Chciałbym zawalczyć o pas jak najwcześniej, zanim skończę 25 lat. Nie interesują mnie walki z ogórkami” – mówił kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu. Wtedy brzmiało to hurraoptymistycznie; dziś, po decyzji IBF  ustawiającej go w uprzywilejowanej pozycji do ataku na pas Bernarda Hopkinsa, brzmi to realnie.
W walce z Gabrielem Campillo, ludzie z boku najczęściej mówią o tym, że zadecyduje w niej siła ciosu Andrzeja, jego agresja, ale według mnie, nie jest to takie oczywiste. “Polski Książę” powtarza często w wywiadach , że jest przygotowany na pełne dwanaście rund, doskonale zdając sobie sprawę, że musi mieć plan “B” – wygraną na punkty – jeśli nie powiedzie się plan “A” czyli wygrana w ciągu kilku pierwszych rund przez nokaut. Sam Colonna, trener Andrzeja, paru dobrych pięściarzy w życiu widział, więc na pewno bierze pod uwagę taką taktykę Hiszpana, w której Campillo będzie czekał aż się Fonfara wystrzela, by do końca walki kontrolować jej przebieg boksem nie siłowym ale technicznym. Problem dla Gabriela zacznie się wtedy, kiedy Polak zachowa zimną głowę i od siódmej rundy – tak jak to było w walce z Glenem Johnsonem, włączy dodatkowy bieg.

W pojedynku na zdjęcia Artura Szpilki z Mike Mollo trwa na razie rywalizacja o to, kto ma lepszego “six-packa”. Panowie mogliby już spokojnie występować jako “Chippendale’s”, panie kwiczałyby z zachwytu, ale tutaj też będzie chodziło o zimną głowę. Kiedy byłem na obozie treningowym Mike Mollo w Miami Beach, jego nowy trener Dino Spencer zaimponował mi szczerością. “Artur ma idealne  warunki do tego, by wygrać z Mike – jest leworęczny, szybki i bije dynamicznie, z wielu płaszczyzn” – to zdanie byłoby normalne, gdyby wypowiedział je Fiodor Łapin, a nie szkoleniowiec “Bezlitosnego”. Ale właśnie dokładnie  dlatego “The Pin” może mieć zadanie trudniejsze niż mu się wydaje. Spencer specjalizuje się w szkoleniu zawodników leworęcznych, zna ich tendencje i pewnie na papierze ma już Polaka rozpracowanego. Mollo jest dziś przygotowany do walki dwa razy lepiej niż kiedy bił się przez dziesięć rund z Gołotą pięć lat temu w Madison Square Garden – to fakt, a nie przypuszczenia, bo wtedy mógł bić tylko jedną ręką, dziś ma do dyspozycji dwie.

Andrzej Fonfara

Nie siedzę na ramieniu Łapina, nie wiem co mówi, ale jestem pewien, że “Szpila” we śnie musi słyszeć słowa “kontrolowana agresja”. Artur ma więcej opcji walki z Mike, ale jednego nie może zrobić – nie może się z Mollo bić, bo walkę przegra. “Szpilka już mnie nie odepchnie, nie ustawi na swój cios tak jak w pierwszej walce. Jak już skróce dystans, to tam zostanę. I będę bił, dopóki nie padnie” – mówi Mollo. Artur też jest pewien, że sędziowie będą na stadionie Chicago White Sox niepotrzebni, ale podobnie jak w walce Andrzeja Fonfary z Gabrielem Campillo, tak i tutaj wcale nie byłbym zaskoczony gdyby sędzia podniósł rękę nie tego, co mocniej bije, ale tego z zimną głową.