Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


55-letni Evander Holyfield (44-10-2, 29 KO), czterokrotny mistrz świata wagi ciężkiej, jutro znajdzie się w Galerii Sław. I trzeba przyznać, że wyjątkowo na to zasługuje.

Kiedy w 1985 roku w Bukareszcie, podczas rozgrywanych tam mistrzostw świata juniorów, Riddick Bowe, najlepszy pięściarz tego turnieju, złoty medalista wagi półciężkiej, demonstrując walkę z cieniem powiedział mi, że w przyszłości chce być taki, jak Holyfield, nie za bardzo wiedziałem co ma na myśli.

Oczywiście znany był mi fakt, że Evander Holyfield zdobył rok wcześniej brązowy medal igrzysk olimpijskich w Los Angeles (1984) i ma już za sobą kilka zawodowych walk. To wszystko. Ale Bowe słyszał co o Evanderze i jego możliwościach mówili w Nowym Jorku starzy trenerzy, wiedział, że to Holyfield powinien zdobyć złoty medal olimpijski, ale został zbyt pochopnie zdyskwalifikowany za uderzenie po komendzie STOP w półfinałowej walce  z Nowozelandczykiem Kevinem Barrym, dziś trenerem Izu Ugonoha.

Jeśli dodamy, że zdyskwalifikował go Jugosłowianin , a mistrzem olimpijskim bez walki został jego rodak Anton Josipovic, gdyż znokautowany nieprawidłowym uderzeniem Barry nie mógł do finału przystąpić, to obraz tego co zdarzyło się wtedy w Mieście Aniołów będzie bardziej zrozumiały. 17 letni Riddick Bowe wiedział co mówi.

Nie sądził chyba tylko, że po latach, to on znokautuje Holyfielda w ich trzeciej walce. Ta trylogia przeszła do historii zawodowego boksu. Pierwszy pojedynek wygrywa Bowe, drugi stary mistrz, a w trzecim, gdy postawi wszystko na jedną kartę, rzuci go nawet na deski lewym sierpowym, młody czempion nie pozostawi mu jednak złudzeń, kto jest w tej konfrontacji lepszy.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>