Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Bokserzy zawodowcy na igrzyskach w Rio de Janeiro? Mało prawdopodobne, ale fakt, że wypowiedź prezydenta AIBA wywołała falę komentarzy dowodzi, jak gorący jest to temat. A temat ten wraca od kilku lat i wciąż dzieli środowisko. Ja wierzę, że wcześniej, czy później zawodowych mistrzów zobaczymy w walce o olimpijskie medale. Problem w tym, że przeszkód na razie jest sporo, więc najpierw trzeba je usunąć, i dopiero później chwalić się pomysłem, a nie odwrotnie.


O tym, że niektórzy wielcy mistrzowie zawodowych ringów są zainteresowani takim startem mówiono już przed Londynem (2012), ale wtedy amatorzy walczyli jeszcze w kaskach, więc z góry było wiadomo, że nic z tego nie wyjdzie. Teraz ta przeszkoda została usunięta. Seniorzy (elita) w boksie olimpijskim walczą bez kasków już od trzech lat, ale o olimpijskie medale bić się będą bez takiej ochrony po raz pierwszy od 1980 roku. Punktacja walk od pewnego czasu też jest zbliżona do tej obwiązującej na ringach zawodowych, więc tu też nie byłoby problemu. Z maszynkami do liczenia ciosów pożegnano się bowiem definitywnie. Dystans trzech rund obowiązujący w boksie olimpijskim również nie przekreśla pomysłu o udziale zawodowców w igrzyskach. Rozgrywano przecież profesjonalne turnieje typu „Prizefighter”, gdzie zawodnik toczy kilka trzyrundowych pojedynków jednego dnia i nie jest to przeszkodą zarówno dla zawodowych organizacji bokserskich, jak i dla samych pięściarzy.

Nie do końca przekonuje mnie też argument, że mistrz zawodowego boksu zmiecie w pył amatora już w pierwszej rundzie, więc dbając o zdrowie tego drugiego nikt rozsądny nie może wyrazić zgody na takie rozwiązanie. Jak na razie zdecydowana większość wypadków, włącznie ze śmiertelnymi, miała miejsce na ringach zawodowych. Olimpijski ring jest zdecydowanie bardziej bezpieczny z uwagi na chociażby regulaminowo – techniczne rozwiązania, które tam obowiązują. Mamy więc wyczulonych na bezpieczeństwo pięściarzy sędziów, liczenie na stojąco, czy też rękawice, które znacząco pochłaniają siłę ciosu. Stąd w boksie olimpijskim tak mało nokautów.

W takiej konfrontacji wielu zawodowych czempionów miałoby jeszcze inny, nie mniej istotny problem, a mianowicie ten związany z wagą. Olimpijski turniej bokserski trwa od pierwszego do ostatniego dnia igrzysk, a pierwsze ważenie ma miejsce przed jego oficjalnym rozpoczęciem. A później są kolejne, przed każdą walką, dla najlepszych aż do finału.

Weźmy takiego Saula Alvareza, mistrza wagi średniej, który publicznie mówi, że nie jest bokserem tej kategorii (swoiste curiosum) i dlatego walczy w umownym limicie 155 funtów. Prezydentowi WBC Mauricio Sulaimanowi, który tak bardzo dba o zdrowie amatorów w konfrontacji z zawodowcami nie przeszkadza jak widać ta sztuczność, podobnie jak fakt, że tenże Alvarez w dniu walki wnosi do ringu 20 funtów więcej i jest już zawodnikiem kategorii półciężkiej. W jakiej więc wadze startowałby na igrzyskach: półśredniej (69 kg) czy średniej (75 kg), a może wyższej?

Sądzę, że po prostu nie byłby tym zainteresowany, podobnie jak wielu innych, których dotyka ten problem. W boksie zawodowym mamy 17 kategorii wagowych, w olimpijskim 10. Tyle, że tzw. amatorzy, w odróżnieniu od zawodowców wchodząc do ringu ważą niewiele więcej niż wynosi limit ich kategorii. Do tego dochodzą jeszcze, obowiązujące wszystkich olimpijskie testy dopingowe, wyrywkowe lotne kontrole podczas przygotowań itd. To kolejny trudny temat z którym profesjonalni mistrzowie musieliby się zmierzyć.

Pełna wersja tekstu Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>