Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

To była klasyczna wojna błyskawiczna. Trwała 85 sekund. W roli egzekutora wystąpił Daniel Jacobs, a jego ofiary Peter Quillin. Stawką był należący do tego pierwszego pas regularny WBA w wadze średniej.

Miejsce akcji: Barclays Center na Brooklynie. Na widowni nieco ponad 8 tysięcy osób, w większości sprzyjających Jacobsowi, chłopakowi z sąsiedztwa. Mający kubańskie korzenie Quillin też mieszka w tej dzielnicy Nowego Jorku, ale urodził się w Chicago, a dorastał w Grand Rapids (Michigan), więc nowojorczykiem jest raczej przyszywanym.

Ale to nie miało większego znaczenia, istotne, że obaj gwarantowali emocjonujące widowisko. Tymczasem to Daniel Jacobs na początku trafił potężnym prawym rywala i już nie odpuścił. Po kolejnym prawym, kilkadziesiąt sekund później, „Kid Chocolate” nie wiedział gdzie jest, na Brooklynie, czy w Chicago, gdzie się urodził. Ale na szczęście sędzia Harvey Dock był na miejscu. Spojrzał w oczy Quillina i przerwał walkę. Nie wszystkim to się spodobało, bo ten przecież wciąż stał i wydawało się, że chce dalej walczyć, ale ta decyzja była słuszna. Quillin kiwał się jak by był po kilku głębszych i Jacobs z całą pewnością, by to brutalnie wykorzystał.

Co dalej? Superczempionem WBA jest Giennadij Gołowkin, ale na jego walkę z Danielem Jacobsem, mistrzem regularnym tej organizacji chyba nie ma co liczyć. Kazacha pokazuje HBO, a „Miracle Man” jest zawodnikiem Ala Haymona, co oznacza, że takie zderzenie na razie nie jest możliwe. Kto wie, może dojdzie więc do rewanżu z Quillinem?

Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>