Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Kamil Wolnicki: Dlaczego nie będzie pan walczył z Olą Afolabim?
Paweł Kołodziej: Nie będę walczył 26 lipca, ale może się okazać, że pojawi się jakaś inna data. W lipcu nie chcę, bo za mną za dużo przerwanych przygotowań i szarpaniny z promotorami, żeby uzyskać odpowiednią formę. To byłby zły ruch z mojej strony, wręcz głupi. Nie przejmuję się opiniami kibiców w internecie, bo to nie ma nic wspólnego z żadnym strachem, a tylko rozsądkiem. Chodzi o to, żeby być w optymalnej formie.

Wspomniał pan o szarpaninie z promotorami. Niedawno na antenie Polsatu skrytykował pan Andrzeja Wasilewskiego, jednego z właścicieli grupy Sferis KnockOut Promotions, która zajmuje się pana interesami.
Wiadomo jak jest. Kiedy promotor i zawodnik dopinają kontrakt, dochodzi do rozmów o pieniądzach. Nic nowego, cały świat tak działa.

Walki nie będzie. Co teraz?
Przyszedł moment, kiedy poważnie się nad tym wszystkim zastanawiam. Mówiłem o braku zaufania do promotorów, ale nie chcę się żalić. Myślę jednak nad tym, czy nie poprowadzić kariery samemu. Kiedy się dowiaduję, że umowy dotyczące mnie nie były odpowiednio dopilnowane, kopara mi opada. Nie wyobrażam sobie, że ludzie o takim doświadczeniu jak pan Wasilewski mogli nie przypilnować ważnych zapisów. Cały czas myślę, że dużo jeszcze możemy wyciągnąć z tego kontraktu na niedoszłą walkę z Hernandezem. Gwarantowała mi obowiązki, ale i prawa. Gdybym wygrał, miałbym walczyć rewanż z Kubańczykiem, a później spotkać się z Marco Huckiem i Mateuszem Masternakiem. Liczę na to, że Niemcy zachowają się honorowo.

Kolejna ważna walka z pana udziałem nie dochodzi do skutku. Kibice szeroko to komentują.
Jeżeli ludzie mi zarzucają, że jestem agresywny finansowo, mówią bzdury. O rzekomym strachu już wspomniałem, też bzdura. Dogadywałem się na walkę z Makabu w kilka dni, na Hernandeza w godzinę. Chcę tylko czystych, przejrzystych umów. Podejmuję wyzwania, chcę walczyć. Wyjście na ring to nagroda, a tymczasem wszystko dookoła jest tak skomplikowane, że mam dość. Gdy podpisałem kontrakt na walkę z Hernandezem, byłem zachwycony. Później zaczęło się piekło, które trwa do dzisiaj.

Powiedział pan przed chwilą, że myśli o tym, aby samemu prowadzić karierę.
Umowa z KnockOut Promotions kończy się w przyszłym roku, ale przecież mogę ją wypowiedzieć, bo mam argumenty. Analizuję to wszystko spokojnie i nie chcę podejmować pochopnych decyzji, ale może zacznę działać na własną rękę? Mam szerokie horyzonty i mądrych ludzi wokół, więc może pomyślę o grupie skupionej wokół siebie. Wiem, jakie to trudne, ale rozważam taki ruch.

Mówi pan o horyzontach i nadziei na to, że Niemcy zachowają się honorowo, a tymczasem oni ogłaszają, że Hernandez będzie walczył z Firatem Arslanem.
I nie wiem co powiedzieć. Czy ludzie chcą zobaczyć w starciu z mistrzem kogoś, kto dostawał już kilka szans jak Arslan, czy raczej kogoś, kto jest niepokonany jak ja? A może Kołodziej to za duże ryzyko? Wiem, że nie jestem obowiązkowym pretendentem, ale wierzę, że Niemcy będą honorowi i uczciwi.

O boksie przeczytasz także w "Przeglądzie Sportowym" >>