Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

AliNa trzy dni przed swoimi 70. urodzinami, w najbliższą sobotę czternastego stycznia, Muhammad Ali usiądzie w sali w centrum Louisville noszącej jego imię, by wspólnie z przyjaciółmi powspominać stare czasy. Wejściówek w cenie 1000 dolarów za sztukę - pieniądze będą przeznaczone na rozwój Muhammad Ali Center - nie ma już od dawna. Nikomu ze świata boksu i wielkiego sportu nie będzie przeszkadzał fakt, że z cierpiącym od 1984 roku na chorobę Parkinsona, mieszkającym na stale w ciepłej Arizonie Alim już od lat nie można porozmawiać, a pojedyncze słowa i gesty rozumie już tylko jego czwarta żona, Lonnie. To ma być spotkanie z legendą, hołd dla Największego. Ci, którzy znali go jeszcze z czasów, kiedy nie był nazywany "The Greatest" tylko ze względu na zawsze cięty język "Louisville Lip", wspominają dziś człowieka, który był kimś znacznie większym niż "tylko" sławą sportu. Przyjacielem, który opiekował się ich dziećmi za kanapki z mielonką by mieć więcej sił na trening.

W 2006 roku, prawa do wykorzystywania jego podobizny i imienia, rodzina Alego sprzedała za 50 milionów dolarów w gotówce,  on sam pozostaje do dziś najbardziej rozpoznawalnym sportowcem świata, a wszystko zaczęło się o skradzionego roweru i kanapek  z szynką w mieście, które do dziś nazywa go swoim "najukochańszym synem" - Louisville. W Louisville jest kilka ulic noszących  nazwisko Alego, trudno przejść przez miasto by nie zobaczyć na ścianie jego podobizny. Kiedy zaczynał amatorską karierę jako Cassius Clay, nawet kiedy zdobywał złoty medal w 1960 roku podczas olimpiady w Rzymie, nikt nie przypuszczał, że będzie trzy razy zdobywał tytuł mistrza świata wagi ciężkiej, że walki z Joe Frazierem zmienią nie tylko oblicze boksu ale światowego sportu.
Niesamowita kariera Alego zaczęła się od... kradzieży jego roweru. Kiedy Ali miał dwanaście lat, pojechał swoim nowym rowerem  do miejscowego ośrodka gdzie spotykali się okoliczni  mieszkańcy wiedząc, że można tam dostać darmowy popcorn i cukierki. Jak wyszedł, roweru już nie było. Kiedy przyjechała wezwana przez dorosłych policja, Ali spotkał po raz pierwszy oficera  Joe Martina, który po zakończeniu służby, pomagał w trenowaniu młodych pięściarzy. "Ja chcę strasznie zbić tego złodzieja!" - krzyczał młody Ali, więc Martin wziął go na pierwszy bokserski trening. Złodzieja ani roweru nigdy nie znaleziono, ale Ali nigdy nie przestał przychodzić na treningi. Dla większości nastolatków w Louisville, taki trening był tylko zabawą, dodatkiem do marzeń o karierze koszykarza, bejsbolisty czy zawodowego futbolisty, a tylko Ali traktował boks jako swoją sportową przyszłość.

78-letni Lawrence Montgomery był jednym z pierwszych, których pyskaty nastolatek prosił, by z nim trochę posparowali. "Nikt mu nie wierzył, kiedy powtarzał nam, że zostanie mistrzem świata. Waliliśmy go, mówiąc, żeby to sobie wybił z głowy" - mówi Montgomery. "Do szkoły, od miejsca gdzie mieszkaliśmy było parę kilometrów, ale on nigdy nie chciał z nami jechać, tylko biegał" - dodaje 69-letnia Shirlee Smith, który razem z Alim skończyła szkołę średnią w 1960 roku, rok przed tym, jak stanął na najwyższym podium w Rzymie. "Autobus zatrzymywał się na każdym narożniku, żeby zabierać uczniów, a kiedy Ali obok nas przebiegał, to się śmiał i machał do nas rękami. Do szkoły my dojeżdżaliśmy, a on dobiegał prawie zawsze w tym samym czasie. Nigdy nie był zmęczony".

Ali nigdy nie chciał prosić rodziców o pieniądze, a że jego treningi pochłaniały wiele sił, szukał każdej okazji by  zarobić trochę dolarów albo... chociaż zjeść coś ekstra. Kiedy opiekował się małą córką Montgomery'ego to nie chciał pieniędzy, ale miał jedno życzenie. "Kiedy wychodziliśmy z domu, zawsze sprawdzał, czy w lodówce zostawiliśmy dla niego wystarczającą liczbę kanapek z mieloną szynką. Taka była nasza umowa" - śmieje się Lawrence Montgomery, a jego córka przypomina sobie, że zawsze uśmiechnięty i pełen energii Ali zamierał tylko w te soboty, kiedy w telewizji pokazywano lokalne walki bokserskie. "Kazał mi siedzieć cicho i grzecznie i oglądać boks" - wspomina Karen. "Teraz dla tego chłopaka cały świat przyjedzie do Louisville".

Po złotym medalu w Rzymie, Ali wyjechał do Miami trenować na stałe z Angelo Dundee, ale swoich przyjaciół nigdy nie zapomniał. Przyjeżdzał do dawnej dzielnicy odkrytym cadillacem, ale kiedy wchodził do ich domów, nie było już nic  z tej gwiazdy, którą oglądali w telewizji. "Ali wyłączał tę całą pewność siebie, był tym samym, trochę nieśmiałym chłopakiem, któremu dawaliśmy kanapki" - mówi Montgomery. Nie zapomniał o nich także teraz, podczas urodzinowego spotkania. Na krótkiej, przygotowanej przez Lonnie Ali liście gości, którzy nie muszą płacić 1000  dolarów za bilet, przyjaciele z dzieciństwa są na pierwszym miejscu.

Przemek Garczarczyk{jcomments on}