Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Tydzień temu na naszej stronie pojawił się bardzo trafny felieton na temat ewentualnej walki Tomasza Adamka z Royem Jonesem Jr., pod którym mógłbym się podpisać obiema rękami i nie myślałem, że będę miał potrzebę dodania czegoś od siebie. Obserwując jednak dyskusje w komentarzach i na forach widzę, że wiele osób nie dostrzega podstawowego problemu.

Jones ma prawie 42 lata. Jones jest “past prime”. Jones jest „rozbity” – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jones walczy dwie kategorie wagowe niżej od Adamka. Jones nie pokonał pięściarza światowej czołówki, jakim niewątpliwie jest Adamek, od ponad 7 lat. Jones prawdopodobnie nie nadaje się już do zawodowego uprawiania boksu i porażka po jednostronnej walce z obecnie dużo lepszym od niego pięściarzem kategorii ciężkiej, może być poważnym zagrożeniem dla jego zdrowia. To wszystko wystarczy, żeby uznać ten pojedynek za obrzydliwy "mismatch” i to wszystko są wystarczające powody do tego by z walki z Royem Jonesem Jr. zrezygnować. Jednocześnie nie są to powody najważniejsze…

Głównym problemem, którego wiele osób nie rozumie, jest to, że deptanie żywej legendy boksu zawodowego jest szeroko uznawane za coś bardzo niesmacznego. Dan Rafael, jeden z bardziej cenionych amerykańskich dziennikarzy zajmujących się tematyką bokserską, nie zareagowałby równie emocjonalnie na wiadomość o tak oczywistym "mismatchu”, gdyby jego ofiarą nie miał paść ktoś tak zasłużony dla tego sportu jak Roy Jones Jr. W boksie zawodowym stale dochodzi do pojedynków, w których jeden pięściarz jest oczywistym faworytem, a drugi skazywany jest na pożarcie, pojedynków pomiędzy młodymi wilkami i starzejącymi się pięściarzami u schyłku kariery. Mimo to żaden z nich nie wywołał u Rafael odruchu wymiotnego. Potrzebna była do tego wizja walki Adamek – Jones Jr., a więc wydarzenia z dokładnie rozpisanym scenariuszem, którego punktem kulminacyjnym będzie anihilacja słynnego "Juniora”.

O dziwo, w czasach kiedy boks było dużo bardziej brutalny niż obecnie, pięściarze i widzowie byli na tego typu sytuacje bardziej wrażliwi. Dziś słyszę tylko: "boks to biznes”, "jak kasa się będzie zgadzać to czemu miałby nie wziąć tej walki”, "Jones jest dorosłym człowiekiem i sam powinien decydować o tym co chce robić” i nie ma tutaj w ogóle miejsca na rozterki, które towarzyszyły słynnemu "Sugar” Ray Robinsonowi w 1943 roku kiedy zmierzył się z legendarnym Henry Armstrongiem. Robinson, dla którego Armstrong był bokserskim idolem, zdawał sobie sprawę z tego, że 31-letni "Homocide Hank” był w tamtym okresie cieniem siebie samego i nie chciał tej walki. Zgodził się na ten pojedynek tylko dlatego, że poprosił go o to przeżywający problemy finansowe Armstrong. Potem w samej walce Robinson potraktował przeciwnika ulgowo, starając się nie zrobić mu większej krzywdy. Z tego co wiem Jones problemów finansowych nie ma. Zresztą kto by uwierzył, że to właśnie z takich pobudek obóz Adamka chce doprowadzić do tej walki.

Inny przykład to pojedynek Rocky’ego Marciano z Joe Louisem. Marciano okazał się wyraźnie lepszy i po jednostronnej walce znokautował starzejącą się legendę wagi ciężkiej. Trudno jednak w tym przypadku mieć pretensje do Marciano, bo faworytem w tej walce był… Louis. Mało kto spodziewał się, że tak niewiele zostało z dawnego mistrza. Sam Marciano przyznał po walce, że nie czuje satysfakcji po tym zwycięstwie i żałuje, że do tej walki w ogóle doszło. Prawdopodobnie, gdyby mógł się cofnąć w czasie to propozycję tego pojedynku by odrzucił. Tomasz Adamek jest w o tyle komfortowej sytuacji, że przenosić w czasie się nie musi. Już dziś każdy wie (może oprócz samego Jonesa), że po dawnym geniuszu "Juniora” pozostała tylko wydmuszka i że walka będzie przykrym, jednostronnym widowiskiem, który Adamkowi ani chluby ani sławy nie przyniesie.

W końcu chciałbym przytoczyć przykład, który obrazuje to jak dużym zagrożeniem dla Adamka może być organizacja tego pojedynku - walka Larry'ego Holmesa z Muhammadem Alim. Holmesowi nie zależało na tej walce, ale domagał się jej słynny Ali, który przy każdej okazji prowokował Holmesa  i wyzywał go na pojedynek. Towarzyszyła temu także presja społeczna. Kibice boksu wbrew wszelkiej logice wierzyli, że stary, schorowany Ali, po raz kolejny zaszokuje świata i jeszcze jeden raz zostanie mistrzem świata wagi ciężkiej. Ostatecznie Holmes dał się namówić na ten pojedynek. Ludzie z jego obozu liczyli, że walka z legendą pomoże wciąż kulejącej popularności Holmesa. Przeliczyli się strasznie. Holmes podobnie jak wcześniej Robinson wyraźnie wstrzymywał pięści by nie zrobić większej krzywdy swojemu rywalowi. W końcu po dziesięciu jednostronnych rundach, Aliego poddał jego trener – Angelo Dundee. Ci sami kibice, którzy liczyli na niespodziankę, znienawidzili Holmesa, za to, że pobił ich idola, a przykry zapach unoszący się wokół tego przykrego widowiska, ciągnął się za Holmesem przez dalszą część jego kariery, bo bardzo wielu kibiców boksu miało do niego nie do końca słuszne pretensje o to, że przyjął propozycję tej walki. Jeżeli dojdzie do walki Adamka z Jonesem, a potem kibice będą mieli "Góralowi” za złe to, że zdecydował się na ten pojedynek, to pretensje te będą dużo bardziej uzasadnione, bo nikt nie wierzy w to, że Jones jest w stanie pokonać, czy chociażby zagrozić Adamkowi i nikt nie domaga się tego pojedynku.

By zakończyć nieco bardziej optymistycznym akcentem: Cały czas wierzę, że do tej walki nie dojdzie. Mam nadzieję, że ludzie z obozu Adamka zdają sobie sprawę z tego, że organizacja tego pojedynku to stąpanie po grząskim gruncie i podanie informacji o potencjalnej walce z Jonesem było wyłącznie zabiegiem marketingowym, wszak dzięki tym doniesieniom zrobiło się ostatnio o Adamku bardzo głośno. Może więc cel został już osiągnięty i na tym zakończy się zestawianie nazwisk Jonesa i Adamka?