Kamil Wolnicki: Zaraz po przegranej walce z Arturem Szpilką wsiadł pan w samolot i wrócił do USA, do rodziny. Miał pan czas i ochotę analizować porażkę i jej przyczyny?
Tomasz Adamek: Nie. I nie wiem dlaczego tak wyszło. Trudno gdybać i rozmawiać. Czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze, bo przecież nie stoczyłem ciężkiej walki. Dzień po pojedynku ze Szpilką nie było na mnie śladu walki. To nie była ringowa wojna. Ale pewnie i tak chce pan spytać co dalej z moim boksem...

- Za chwilę. Oglądał już pan to, co działo się w Krakowie?
Nie, jeszcze nie.

- Dariusz Michalczewski powiedział, że przeszedł pan koło walki.
A niech sobie gada. Zawsze przecież tak było, jest i będzie, że ludzie komentują. Walczyłem jak mogłem i zrobiłem co mogłem, ale zabrakło szybkości. A przecież powiedziałem wchodząc do ringu, że jeśli będę szybki i błysnę, mogę się jeszcze pokusić o wielkie walki. Tylko taki nie byłem, a to znaczy, że powoli trzeba usunąć się w cień.

- Jak pana znam to jednak korci, żeby jeszcze spróbować.
Jeżeli coś może mnie skusić to dobra oferta finansowa. Walczyłem całe życie i jeśli dobre pieniądze pojawią się na stole, mogę wejść do ringu. Inaczej to nie ma sensu.

- Rewanż ze Szpilką pana interesuje?
A co by to dało?

- Pieniądze?
Szczerze? Nie widzę w tym wielkiego zarobku. Zobaczymy jak to się dalej potoczy.

- Szpilka ma - pana zdaniem - potencjał, aby osiągnąć coś wielkiego w wadze ciężkiej?
Wygrał, bo ja byłem słabszy. Prawdziwy Adamek stłukłby go na kwaśne jabłko. Lata jednak lecą i nie pokazałem tego, co kiedyś. Życzę Arturowi jak najlepiej. Chciałbym, aby on i inni Polacy osiągali sukcesy. Chłopak ma swój styl, ale nie chcę go w żaden sposób oceniać. Nie lubię tego robić.

Pełny zapis rozmowy z Tomaszem Adamkiem w "Przeglądzie Sportowym" >>