Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Paweł Wolak- Był czas, że nikt nie interesował się Pawłem. Robiłem jego zdjęcia, rozmawiałem z nim, ale zainteresowanych publikacją nie było. Ludzie pytali, kto to  Wolak i rozmowa się na tym kończyła. Teraz jest oczywiście inaczej - mówi Wojtek Kubik, nowojorski dziennikarz i fotograf od wielu lat uwieczniający pojedynki "Wściekłego Byka".  Co się nagle zmieniło, że po sobotnim  zwycięstwie nad byłym mistrzem świata Yuri Foremanem, wszyscy chcą go teraz oglądać? Nic - Paweł zawsze dawał z siebie wszystko, tylko teraz widać to na wielkich, oglądanych przez setki tysięcy ludzi imprezach, a nie małych nowojorskich galach przed grupą najwierniejszych kumpli.

Niespełna 30-letni Wolak zawsze znał tylko jedną ringową taktykę - na całość, do przodu. - Jak walczył pieć czy więcej lat temu przy żyrandolach - tak nazywam walki w małych bankietowych salkach - to wchodził na ring i atakował, bo ludzie chcieli nokautów. Jacyś wielcy specjaliści boksu na takie pojedynki  przecież nie przychodzą, ma być ciągła akcja więc Paweł jej dostarczał  i szedł na całość. Zapytałem się go kiedyś, sporo lat temu, czy nie chce za szybko skończyć kariery, bo przecież dużo zadaje i dużo przyjmuje. Paweł powiedział, że taki już jest jego boks, żeby wybić przeciwnikowi chęć walki. I dodał, że taki sposób walczenia go moblizuje. Bo jak dostanie cios, to jeszcze bardziej chce mocniej oddać. Taka naturalna, sportowa  adrenalina - komentuje Kubik.

Paweł Wolak nie ma charakteru gwiazdy. - Pracował na budowie i będzie na niej  pracował, bo stoi twardo nogami na ziemi. Zdaje sobie sprawę, że sukces  w tym sporcie potrafi tak samo szybko przyjść jak zostać szybko zapomniany. - Wojtek, ja mam na utrzymaniu żonę i dziecko, muszę myśleć o ubezpieczeniu, normalnym życiu, bo jedna przegrana walka i spadnę  na bardzo niską półkę w rankingu Aruma. Tak mówił mi Paweł jeszcze niedawno, przed walką w 2010 roku w Madison Square Garden - opowiada Kubik.

Dla "Wściekłego Byka" fakt, że pięć ostatnich walk wygrał nie na na galach "pod żyrandolem", ale  mających ogólnoamerykańską widownię był ważniejszy niż te 50 tysięcy dolarów, które  dostał za walkę z Foremanem.  Dwukrotnie legendarne Madison Square Garden i  stadion New York Yankees, renomowana Honda Center w kalifornijskim Anaheim i wreszcie teraz MGM Grand Arena w  Las Vegas, to miejsca bardzo liczące się w Stanach. „Paweł nic się nie zmienił. Jeśli już, to na lepsze, na pewno dojrzał i rozumie jak brutalny  na ringu i poza nim jest boks. Przemiły człowiek do pogadania, zupełnie inny niż ten, który szarżuje  rywali na ringu - dodaje  nowojorski fotoreporter.

Dla Wolaka przełomowym momentem był fakt, że spokojem podszedł do seryjnie odwoływanych przez jego promotora, szefa Top Rank Boba Aruma walk z pieszczonym  ze względu na latynoską widownię Julio Chavezem Juniorem.  Zrobił swoje i udowodnił  Arumowi swój charakter dwukrotnie - pierwszy raz, kiedy nie trzasnął rękawicami i nie poszedł do domu po kolejnym, tym razem 48 godzin przed walką,  odwołaniem pojedynku, a ten drugi, kiedy przetrzymał  nokdaun w drugiej rundzie i  znokautował rywala o którym dwa dni wcześniej jeszcze  nic nie wiedział. Zwyciętwo nad Foremanem, noszącym  ze względu na monotonny  styl walki wśród amerykańskich dziennikarzy  przydomek "Bore-man" (gra słów, bo słowo "boring" oznacza nudę) pokazało Arumowi, że w Wolaka warto i trzeba inwestować.  Paweł wie, że teraz nie będzie łatwiej, że teraz będzie trudniej, że najprawdopodobniej czeka go ostateczny test przed walką o tytuł.  Ale czego ma się bać chłopak, którego  charakterm możnaby obdzielić połowę bokserów w jego kategorii wagowej?

Przemek Garczarczyk

W obiektywie Wojtka Kubika: Wolak przez lata, w walkach  z Patrickiem Thompson (10-7-1) w Huntington Townhouse w  grudniu 2006; z  Carlosem Nascimento (24-1) w Madison Square Garden w ,  październiku 2009 roku i z Ishmailem Arvinem (15-1), także w MSG, w styczniu, 2010 roku >>{jcomments on}