Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Brutalnie został Pan zweryfikowany w pojedynku o pas federacji WBA w wadze junior ciężkiej z Rosjaninem Denisem Lebiediewem. Porażka w szóstej minucie walki przez techniczny nokaut może załamać...

Paweł Kołodziej: Zwłaszcza człowieka, który jest bardzo ambitny i miał plan na zdobycie mistrzowskiego pasa. Pojechałem do Rosji z zamiarem wygrania, dlatego ta przedwczesna porażka całkowicie podcięła mi skrzydła. Jeden cios, którego nie zauważyłem, przesądził sprawę. Lebiediew skręcił całe ciało, czyli włożył maksymalną siłę w uderzenie i trafił mnie idealnie w punkt. Niestety uprawiam dyscyplinę sportu, w której czasami w takich okolicznościach trzeba przełknąć gorycz porażki. Padali najwięksi w historii boksu, ja też zostałem ścięty z nóg.

Właśnie ta umiejętność zadania mocnego, niesygnalizowanego ciosu odróżniła Lebiediewa od Pana dotychczasowych 33. pokonanych rywali.
Mógłbym coś więcej powiedzieć na temat tego ciosu, gdybym go widział. Rosjanin bardzo fajnie zamarkował, ja wykonywałem swoją akcję i dałem się zaskoczyć jego precyzyjnemu uderzeniu. To moja wina.

W ogóle od początku drugiej rundy sprawiał Pan wrażenie pięściarza nieaktywnego. Dlaczego?
Założenie było takie, żeby przez pierwsze dwie – trzy rundy przyjrzeć się, pracować na nogach i sukcesywnie wchodzić w walkę. Przeciwnika miałem zacząć spychać od czwartej rundy.

Lewy sierpowy Lebiediewa to najsilniejszy cios, jaki kiedykolwiek wylądował na Pana szczęce?
Mocy pięści nie poczułem, ale precyzja spowodowała, że „odcięło” mi świadomość i przez chwilę kompletnie nie byłem w dyspozycji, żeby kontynuować walkę. Sędzia spojrzał mi głęboko w oczy i podjął raczej słuszną decyzję.

W szatni rzucał Pan, czym popadło?
Nie, ale obudził się we mnie wulkan emocji. Moje ciało było przygotowane na 12 rund bardzo ciężkiej pracy, a ja nie zdążyłem się porządnie spocić. Organizm zgłupiał, dlatego posłuchałem zalecenia trenera i nazajutrz wstałem z samego rana, po czym wykonałem 10-kilometrowy bieg.

Na jednej porażce życie się nie kończy, ale Pana kariera znalazła się na zakręcie.
Sytuacja nie jest łatwa, ale charakter prawdziwego sportowca poznaje się, gdy jest ciężko i pod górkę. Nie dopuszczam myśli, że jedna przegrana można mnie wbić w ziemię.

Czyli nie rozważa Pan rozbratu z boksem?
Broń Boże, nawet nie dopuszczam takiej myśli. Już teraz odczuwam wolę jak najszybszego powrotu na ringu.

Tym bardziej, że ma Pan 34 lata, więc czasu na odbudowanie kariery pozostało niewiele.
Zgadza się, przede mną jeszcze dwa lub trzy lata boksowania.

Pełna rozmowa z Pawłem Kołodziejem na Dziennikpolski24.pl >>