Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Ryszard Opiatowski: Czy bić się o mistrzostwo świata to jak złapać Pana Boga za nogi?
Paweł Głażewski: Na pewno to dla mnie życiowa szansa. Gdy dostałem SMS-a od mojego promotora Tomka Babilońskiego z propozycją walki o mistrzowski pas, nie wahałem się ani chwili. Mistrzowi się nie odmawia. Kiedyś zdecydowałem się walczyć z Royem Jonesem mając tylko dziesięć dni na przygotowania, bo byłem po operacji. Tym bardziej teraz. Mam za sobą ciężkie treningi, jestem przygotowany na 150 procent.

Jak ocenia pan szanse?
Paweł Głażewski: Nigdy nie czułem takiej adrenaliny. To nie strach przed Niemcem, choć zdaję sobie sprawę, jak groźny to rywal. Niebezpieczny zawodnik, leworęczny, niewygodnie boksujący. Trudno powiedzieć, jak wszystko się potoczy. Na pewno oddam serce. Nigdy nie walczyłem na wyjeździe i mam nadzieję, że wrogo nastawieni kibice zmobilizują mnie, bym wzniósł się na wyżyny.

Dariusz Michalczewski, Tomasz Adamek, Krzysztof Włodarczyk to polscy mistrzowie świata w zawodowym boksie. Zdaje pan sobie sprawę, o jaką stawkę toczy się gra?
Paweł Głażewski: Wiem, o co walczę. Nie jestem faworytem. Brähmer to mistrz świata. Uważam jednak, że kilka lat temu prezentował się lepiej. Nadal mocno bije, więc nie mogę polecieć jak furiat na niego, bo będzie kontrować lewą ręką. Zamierzam boksować z głową, w tempie i nie kalkulować w pierwszych rundach, bo w następnych może mnie już nie być.

Promotor, opowiadając o pańskiej przeszłości, powiedział: Gdy trzeba było dać w mordę, dawał. Tak było?
Paweł Głażewski: Nikt nie mógł mi dmuchać w kaszę, ale też nikogo pierwszy nie zaczepiałem. Nieraz stawało po kilku przeciwników, a dawałem radę. Jestem zawodnikiem, wiem jak uderzyć. Teraz rzadko chodzę do knajp. Inaczej na to patrzę. Z żoną poszedłem potańczyć. Ktoś mnie popchnął, wpadłem na żonę. Odwróciłem się i szukałem go. Był o głowę niższy. Machnąłem ręką i poszedłem sobie.


Przydarzyło się panu kilka nieciekawych historii.
Paweł Głażewski: Były bójki, mogłem skończyć w więzieniu. Na szczęście dostałem tylko wyroki w zawieszeniu. Za pobicie. Dziewięć lat temu poznałem żonę Justynę i ona spowodowała moją przemianę. Uratowała mi życie, nakierowała na dobre tory. Potem urodziła się córeczka Marika, teraz ma sześć lat. Była wcześniakiem, miała problemy ze zdrowiem. Doszły nowe obowiązki, wziąłem się za siebie.

Pełna rozmowa z Pawłem Głażewskim w "Przeglądzie Sportowym" >>