- Do takich walk jak z Campfortem chcę wrócić... i mieć jeszcz lepsze. Dlatego był obóz wytrzymałościowo-siłowy UFC Perfomance Camp w Las Vegas i zajęcia z mistrzem świata Jorge Linaresem, później londyńskie treningi z pierwszym szkoleniowcem także Davida Haye - Ismailem Salasem. Ja nie zapomniałem o boksie - wprost przeciwnie - mówi 24-letni Patryk Szymański (18-0, 9 KO), który już 17 marca w hali UAM w Poznaniu, na gali organizowanej przez Ring Club Professional, wraca na ring przeciwko Brazylijczykowi Robsonowi Assisi (16-5, 9 KO).

Trzy walki w 2014 oraz 2015 roku, dwie w 2016 i tylko jedna w 2017. Taki chyba nie był plan...
Patryk Szymański: Na pewno to nie był mój plan. Ale to już pytanie nie do mnie, ale do promotora, pana Andrzeja Wasilewskiego. Ale ja nie chcę mówić o przeszłości, bo tego nie zmienię. Przyszłość właśnie próbuję, zaczynając od gali 17 marca w Poznaniu. A właściwie rozpocząłem już wcześniej.

Kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze infornacje o gali w Poznaniu, od razu powiedziałeś, że to "gala zrobiona przeze mnie i ludzi mi przyjaznych".
Bo dokładnie tak jest. Dowiedziałem się od mojego promotora, że nic dla mnie nie szykuje, więc poprosiłem innych o pomoc. To samo dotyczy zresztą finansowania obozów przygotowawczych w Las Vegas, Londynie czy teraz sparingów i ostatnich szlifów przed walką w Poznaniu. Wrócę na chwilę do samych przygotowań - to, że wyjechałem z Las Vegas nie znaczy, że ten etap już jest zamknięty - ciągle dostaję na przykład dokładne wykresy co i jak jeść po takim czy innym wysiłku. To samo z Salasem, który wiadomo, że teraz musi się zająć trenowaniem innych pięściarzy grupy - nie ma go w Poznaniu, tutaj pracuję z Wojtkiem Komasą, ale z Salesem też jest ciągły, codzienny kontakt. To XXI wiek, jest wideo, Skype, itd, itp. Wracając do pieniędzy – nigdy nie miałem stypendium u pana Wasilewskiego i sobie jakoś radziłem. Teraz też to robię.

Powiedziałeś niedawno, że przestałeś oceniać rywali zanim wyjdą z tobą na ring. Dlatego nie będziesz oceniał Robsona Assisi?
Dokładnie. Z Villalobosem też miało być łatwo, Jackiewicza miałem w pierwszej rundzie na deskach. Pracujemy z trenerem nad tym jak kończyć walki, mając przeciwnika w tarapatach. Assisi przegrał trzy ostatnie walki, ale z rywalami ze wspólnym dorobkiem 47 zwycięstw i zero porażek. Brazylijczyk został wybrany przez mojego trenera z grupy nazwisk przygotowanych przez pana Wasilewskiego. Teraz najważniejsze jest to, co ja mogę pokazać w ringu. Nie wezmę od razu jakiegoś "killera" mając nowego trenera, który na dodatek nie wiadomo, czy będzie stał w moim narożniku. Trener Salas opiekuje się także „ciężkim” Joe Joyce, który bije się tego samego dnia w Anglii, co ja w Poznaniu. Najważniejsze, żeby kibice zobaczyli na gali dobry boks i moje postępy, bo 24 lata to chyba nie tak znowu dużo.

Pełna treść artykułu na blogu Przemka Garczarczyka >>