Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Problem z niedozwolonymi specyfikami, wykrytymi podczas testów Michała Cieślaka (15-0, 11 KO) po walce we Wrocławiu, ma znaczenie wybiegające poza polski rynek pięściarski. Cieślak - o czym wiemy od jego polskiego promotora Tomasza Babliońskiego - właśnie wybierał się na długi obóz treningowy do USA, a co ważniejsze, jest również pięściarzem działającej w Stanach Zjednoczonych Warriors Promotions. O sprawie mówi Leon Margules, prawnik.... i prezydent Warriors.

Przemek Garczarczyk: Jak wygląda, z punktu widzenia amerykańskich organizacji rankingowych, dopingowy problem Cieślaka?
Leon Margules: Nie za wesoło. Trzeba spojrzeć jednak na sprawę trochę szerzej niż tylko przez pryzmat IBF czy WBC. W tej pierwszej organizacji, przy potwierdzeniu tych wyników, Polak natychmiast wypada z rankingu. W przypadku World Boxing Council, sprawa jest od dawna jasna - musisz być Clean Boxing Program, zakładającym wyrywkowe kontrole dopingowe. Problem Cieślaka wybiega jednak poza IBF, WBC czy WBA, które są przecież organizacjami prywatnymi. Większy problem w USA jest ze stanowymi, regulowanymi prawnie Komisjami Sportowymi. Żadna z nich, żaden stan w USA, nie wyda Cieślakowi karty sportowej, skoro został złapany na dopingu.

Polskie władze pięściarskie, konkretnie Wydział Boksu Zawodowego mówią o karze sięgającej od dwóch do nawet czterech lat. Z drugiej strony, walka była o pas IBF Baltic, czyli była sankcjonowana przez IBF. Kto ma większą siłę przebicia?
Miejscowy związek. IBF spokojnie poczeka decyzję Polskiego Wydziału Boksu Zawodowego i później przenalizuje, czy podjąć dodatkowe kroki, czy pozostawić jako ostateczną decyzję polskich władz. Podsumowując - Cieślak może walczyć w krajach, które wydadzą mu licencję. Może Rosja? W USA nie ma na to szans. Muszę porozmawiać na ten temat szerzej z moimi polskimi partnerami. To poważna sprawa.