Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

– Igrzyska to coś więcej niż sport. Gdybym nie spróbował, za kilka lat mógłbym bardzo tego żałować. Stwierdziłem więc, że powinienem zrobić coś dla siebie i dla boksu – mówi Mateusz Masternak w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

W piątek w Opolu zdobył pan złoty medal mistrzostw Polski w wadze ciężkiej (91 kg), pokonując w finale Michała Soczyńskiego. Boks amatorski i zawodowy to zupełnie co innego?
Mateusz Masternak: Można powiedzieć, że to dwie różne dyscypliny. W boksie zawodowym walka jest dużo spokojniejsza. Da się poukładać pojedynek, poświęcić kilka rund, by zmęczyć rywala i wreszcie go wykończyć. A w boksie olimpijskim nie ma na nic czasu, sprint trwa od pierwszych sekund do końca trzeciego starcia. Trzeba harować od początku i człowiek zupełnie inaczej się męczy. Na dłuższym dystansie rozładowujesz się jak bateria, a tutaj po pierwszej czy drugiej rundzie krew napływa do gardła. Czuć niedotlenienie mięśni i trzeba walczyć dalej, praktycznie bez odpoczynku.

Jak zmienił się pana boks?
Pomimo dużego doświadczenia z ringów zawodowych mogę stwierdzić, że dopiero teraz muszę określić siebie i swój styl, który będę prezentował w boksie amatorskim. Chodzi o sposób rozwiązywania walki, jak i gruntowne zmiany w treningu. Od poprzedniego pojedynku z Yunielem Dorticosem minął rok, więc na pewno w Opolu było na mnie trochę rdzy. Boks olimpijski nie może być tak piękny i poukładany jak zawodowy. Tempo jest rwane, każda potyczka to bardzo szybkie szachy. Przyzwyczajam się do tego, a kolejne walki będą lepsze.

Od strony technicznej też trzeba sporo zmienić?
Nie, dystans i lewy prosty to nadal podstawa, choć jest co robić. Trzeba zwrócić uwagę na pracę nóg, obronę, poprawiać szybkość rąk i składanie dłuższych kombinacji ciosów, a także różnicowaniem siły uderzeń. Najważniejsza jest jednak taktyka. Nie można sobie pozwolić na przegranie pierwszej rundy, bo to jedna trzecia walki. Potem trzeba gonić wynik, a przecież łatwiej jest go bronić. W niedalekiej przyszłości chciałbym się sprawdzić z zagraniczną czołówką. Zobaczymy, jak będzie to wyglądało, choć uważam, że finał z Michałem Soczyńskim stał na europejskim poziomie.

Pełna treść tekstu w "Przeglądzie Sportowym" >>