- Będą grzmoty – obiecuje w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" były mistrz Europy wagi junior ciężkiej Mateusz Masternak (37-4, 26 KO), gdy pytamy go o najbliższą walkę. Po blisko rocznej przerwie wróci na ring za dwa tygodnie w Dzierżoniowie. Rosjanin Aleksander Kubicz (9-2, 6 KO) to niewygodny rywal, ale wrocławianin nie może tego pojedynku przegrać.

- Warto zasiąść przed telewizorem. Na treningach wygląda to bardzo dobrze. Jeśli przeniosę tę dyspozycję do ringu, będzie widowiskowo. Kubicz umie zabrać dobrym zawodnikom atuty, walczy nieczysto, opuszcza głowę, trudno go czysto trafić. Receptą na zwycięstwo będzie praca nóg, ja na swoją nie narzekam – zapewnia „Master”.

W boksie mamy dziś tylko sześciu pięściarzy, którzy gwarantują międzynarodowy poziom. To byli mistrzowie świata Krzysztof Głowacki i Krzysztof Włodarczyk, a także Andrzej Fonfara, Maciej Sulęcki, Artur Szpilka oraz Masternak. Trzech z nich walczy w tej samej wadze.To oczywiste, że dzisiaj najciekawsze od strony sportowej pojedynki to Masternak – Głowacki lub Masternak – Włodarczyk. Starcie dwóch Krzysztofów nie jest możliwe, bo mają wspólnego trenera.

- Jedna z tych walk powinna się odbyć i nie tracę na nią nadziei. Chciałbym udowodnić, że należę do światowej czołówki – mówi „Master”. Potencjalni organizatorzy hitowej w polskim boksie potyczki argumentują, że występ Mateusza nie byłby finansowym strzałem w dziesiątkę. Niestety, mają dużo racji. Znacznie więcej szumu w mediach, który przełożyłby się na sprzedaż biletów i pay-per-view, zrobiłby Szpilka, jeśli przyszłoby mu walczyć na przykład z Krzysztofem Zimnochem.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>