4 marca Mateusz Masternak wróci na ring po niemal rocznej przerwie. Stoczy pojedynek na gali w Dzierżoniowie. Wrocławianin wciąż marzy o pasie mistrza świata wagi junior ciężkiej. W maju skończy 30 lat, ale jest gotowy na kolejne wyzwania. Zdaje sobie sprawę, że o najwyższą stawkę może walczyć jedynie za granicą.

Jak sam mówi, w tym roku chciałby stoczyć trzy lub nawet cztery walki. Pierwszy raz wejdzie na ring 4 marca w Dzierżoniowie, podczas imprezy grupy Tymex Boxing Promotion. Potyczka zostanie zakontraktowana na 10 rund. Przeciwnika jeszcze nie zna. Ze względu na ograniczone możliwości finansowe polskich promotorów, trudno spodziewać się rywala ze światowej czołówki.

- Razem z trenerem Andrzejem Gmitrukiem życzylibyśmy sobie solidnego zawodnika, który wysoko zawiesi mi poprzeczkę. Traktujemy ten występ poważnie, jednak nie jako duże wyzwanie sportowe. Chcę dobrze się zaprezentować, wygrać w spektakularny sposób i pozbyć się rdzy, o ile rzeczywiście ją mam. Mam nadzieję, że będę miał w ringu godnego partnera do walki - mówi wrocławianin.

Występ na gali promotora Mariusza Grabowskiego nie oznacza, że pięściarz związał się z nim kontraktem. - Na razie nie poruszamy tego tematu, rozmawiamy tylko o najbliższej walce. Bardzo liczę, że w tym roku odbędzie się kolejna gala Polsat Boxing Night, a ja odegram w niej jedną z najważniejszych ról. Czekam też na oferty od zagranicznych promotorów. Jeżeli mam stanąć przed największymi wyzwaniami, to oczywiste, że będę musiał rywalizować poza krajem - tłumaczy Masternak.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>