Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

Pięć miesięcy temu Mariusz Wach (36-8, 19 KO) został boleśnie zastopowany przez rosyjskiego króla nokautu, Arslanbeka Machmudowa. Obrazek polskiego olbrzyma na deskach bolał długo, ponieważ odporność na ciosy krakowianina wydawała się do tej pory niezachwiana. 42-latek zdołał już "wyleczyć" rany, które ubodły jego sportową dumę. – Do chwili przerwania zaje*** się czułem. Taki sport, musisz być czujnym przez cały czas - wspomina i z nowymi nadziejami przystępuje do kolejnego sportowego wyzwania. 17 września w Republice Południowej Afryki stanie oko w oko z Kevinem Lereną (27-1, 14 KO).

Wracasz między liny po siedmiu miesiącach przerwy i czeka cię kolejny egzotyczny kierunek, tym razem Republika Południowej Afryki. Zegar tyka, czujesz się niezatapialny?
Mariusz Wach: Dalej się bawię tym sportem. Mam długie przerwy pomiędzy walkami, ale to wychodzi na moją korzyść. Dzięki temu nie jestem zmęczony boksem. Jak wchodzę na salę treningową, to się po prostu cieszę. Początki są zawsze trudne, bo walczę z wagą. Strasznie dużo przybieram w tym wieku. Kiedyś po godzinnym biegu traciłem trzy kilogramy, a teraz muszę naprawdę się napocić, żeby parę kilogramów zleciało. Nie poddaję się. Myślę, że jeszcze mnie zobaczycie w kilku walkach.

Twój najbliższy rywal, Kevin Lerena, zdecydowanie ustępuje ci warunkami fizycznymi i doświadczeniem w wadze ciężkiej, bowiem większość bokserskiego życia przewalczył w kategorii junior ciężkiej. W czym upatrujesz swoich szans?
W dodatku jest mańkutem. Wiesz, gdzie upatruję moją przewagę? W doświadczeniu. On miał zaledwie dwie walki w wadze ciężkiej. Nie wiem, jak podejdzie do tego pojedynku. Na pewno nabierze na siebie niepotrzebnych kilogramów, a ja trochę wagi zrzucę. Mańkut... To nie jest dla mnie wielki problem. Ma 185 cm wzrostu, będzie ważył pewnie 105-108 kg. Będzie szybszy, zwinniejszy, ale czeka nas dwunastorundowa walka. Pierwotnie miało być dziesięć rund, ale po moich namowach organizatorzy poszli mi na rękę. W tym upatruję dużą szansę.

Stoczysz walkę w Republice Południowej Afryki, tam cię jeszcze nie było. To działa na wyobraźnię, dodatkowo mobilizuje?
Na to nie zwracam w ogóle uwagi. Jadę potrenować i zaboksować. Pojedziemy tam prawie trzy tygodnie przed walką, żeby zrobić odpowiednią aklimatyzację. W strefie czasowej nie będzie wielkich zmian, ale w klimacie na pewno. Co będziemy musieli zrobić na Lerenę, to wykonamy w Polsce: sparingi, technika, taktyka, szybkość. Tam pojedziemy złapać świeżość plus zrobimy tydzień sparingów na miejscu. Najpierw otrzaskamy się z klimatem, chwilę odpoczniemy, a potem zaczniemy końcowe odliczanie.

Pełna treść artykułu na tvpsport.pl >>