Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


- Nie myślę już o Powietkinie i o tym, co wydarzyło się w ringu. Nie wyszło mi, ale nikogo nie obwiniam. Na końcu winny jest zawodnik - mówi Mariusz Wach (31-2, 17 KO), który dwa tygodnie temu przegrał przez techniczny nokaut z Aleksandrem Powietkinem.

- Teraz odpoczywam. Nie wyjechałem, jestem w Krakowie i zabieram się za leczenie starych urazów. Mam wreszcie trochę czasu, żeby się tym zająć. Na razie chodzę na konsultacje - opowiada Wach, który ma problemy z rękami i nogami.

Gażę za pojedynek z Rosjaninem "Wiking" przeznaczył na wykupienie swojego kontraktu od promotorów, którzy doprowadzili go do walki z Władymirem Kliczko. Na razie nie wiadomo, kto będzie dalej kierował karierą Wacha.

Na razie nie chce zdradzać, czy teraz zwiąże się z kimś innym. - Czas pokaże. Na pewno pomogłoby mi to w karierze - mówi ostrożnie. W Kazaniu w jego teamie był także Mariusz Grabowski, szef grupy Tymex Boxing. Wach jednak nie potwierdza, że zwiąże się z nim umową. - Nigdy nie mów nigdy - śmieje się pięściarz. Podobnie reaguje, gdy pytamy go o Sferis KnockOut Promotions, największą w Polsce grupę promotorską kierowaną przez Andrzeja Wasilewskiego i Piotra Wernera.

- Kariera Mariusza nie ułożyła się tak, jak powinna. Wydaje mi się, że teraz ma słaby okres. W walce z Powietkinem nie dostarczył zbyt wielu emocji - ocenia Wasilewski, którego zdaniem Wach wciąż może jednak liczyć na atrakcyjne oferty. - Jest ciekawym, twardym testerem z dobrym bilansem walk. Pytanie, czy to cel, który go interesuje? Nie skreślałbym go, ale wokół niego powinni być ludzie z większym doświadczeniem - przekonuje Wasilewski.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>