Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Oliver McCall

5 listopada, na gali Global Boxing oraz Jimmy Burchfiel CES w kasynie Mohegan Sun Arena w Uncasville, Mariusz Wach (25-0, 13 KO) stoczy swoją najtrudniejszą - przynajmniej na papierze - walkę w zawodowej karierze z byłym mistrzem świata Oliverem McCallem (56-11, 37 KO). "Atomowy Byk" - bo taki ma przydomek pięściarz, który nigdy nie przegrał walki przez nokaut,  ma co prawda 46 lat i najlepsze lata kariery na pewno za sobą, ale jak mówi w naszej rozmowie ze swojego obozu treningowego, "to czyni mnie to jeszcze groźniejszym  bo już nie mam czasu na kolejne odbudowy kariery. To jest strzał życia - wygrana z Mariuszem Wachem daje mi miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu WBC. Efektowne zwycięstwo, przez nokaut z niepokonany Wachem daje mi jeszcze więcej. I tak chcę wygrać, przez nokaut bo tak naprawdę nie wiem, czym ten Polak może mi zagrozić. Wach ma się mnie bać" - mówi McCall.

-  Rozstałeś się kilka tygodni temu z trenerem i managerem Rickiem Fislerem, z którym razem byliście przez ponad pięć lat. Nie jest to zbyt ryzykowna decyzja przed walką od której, jak sam mówisz, tak wiele zależy?
Oliver McCall:
 Rick to nie tylko mój manager i trener, to mój przyjaciel, ale nasze drogi się ostatnio rozeszły. Ale to nie znaczy, że ja przestałem trenować, że nie przygotowuję się na Wacha. Jeśli ekipa Wacha na  to liczy, a jestem pewien, że tak na mnie patrzą, jak na wypalonego 46-latka i na łatwe zwycięstwo, to się bardzo mylą. Bernard Hopkins też ma 46 lat. Mam zaplanowane na ten tydzień silne sparingi, wszystko jest poukładane, żebym był najlepszy piątego listopada. 

- Ale mam nadzieję, że nie chcesz, żebym koniecznie przypominał jak to siedemnaście lat temu byłeś mistrzem świata, wygrałeś  z Lennoxem Lewisem i tylko dlatego Mariusz Wach się powinien ciebie bać.
OM:
Nie, bo to byłoby bez sensu, nie chcę "jechać" na tym co było prawie dwie dekady temu, choć mistrzem świata to  ja byłem, a nie Wach. Chodzi  mi o to, że ja widzę swoją szansę w wadze ciężkiej teraz, w 2011 roku, z  tym co potrafię teraz na ringu. Przeglądałem listę rywali Wacha - on nie walczył tak naprawdę z nikim, kto mógłby sprawić mu jakiekolwiek kłopoty,  a słyszę, że jest pewny, że ze mną wygra. Wygrywa z takimi co mają po 300 funtów, w  niczym nie przypominają mojego stylu - jak go to mogło przygotować do walki ze mna? Ja biłem się i wygrywałem z wieloma pięściarzami, z którymi Wach dzisiaj nie miałby szans. Na przykład z Henry Akinwande, który się lepiej ruszał, był szybszy, miał lepszy repertuar uderzeń niż Wach... 

- ale to było dziesięć lat temu, a mieliśmy nie sięgać zbyt daleko w przeszłość.
OM:
Zgoda, następny przykład - Lance "Goofi" Whitaker, dwa lata temu. Porównuję tylko tych, którzy warunkami mniej więcej odpowiadają Wachowi. Whitaker ma to wszystko, co ma Wach, tylko, że wszystko robi lepiej, jest silniejszy, a to na mnie nie wystarczyło. Teraz na pewno będę w lepszej formie niż wtedy, tak naprawdę już teraz jestem gotowy, żeby wyjść na ring. Inny przykład: pracuję ostro, już teraz mam taką wagę, że mógłbym walczyć dwanaście rund. Jak wygrywałem tytuł IBF International przeciwko Fresowi Oquendo rok temu, to miałem ponad 250 funtów,  teraz nie  chcę ważyć więcej niż 235 funtów. Znam dobrze styl Polaka. Michael Moorer, który go przecież trenował jest moim dobrym przyjacielem. 

- Nie sprawiasz wrażenia kogoś,  na kim wrażenie zrobił nokaut efektowny nokaut Mariusza Wacha na Kevinie McBride.
OM:
Bo nie zrobił żadnego wrażenia. McCall to nie McBride. Inny poziom, inne doświadczenie, inne wszystko. Dla mnie Polak jest bardzo schematycznie, przewidywalnie walczącym pięściarzem. Do tego nie potrafiącym zadawać ciosów, kiedy się cofa, gubiącym się, kiedy przeciwnik bije kombinacjami. A ja będę bił kombinacjami dwóch, trzech uderzeń, to ja będę atakował. Jestem nieprzewidywalny, w każdej chwili groźny . Ale nie pomyl mojej pewności siebie z lekceważeniem Polaka. On jest niepokonany w wadze ciężkiej, nikt mu zwycięstw przecież za darmo nie dał, więc przykładam  do walki specjalne znaczenie, bo już więcej takich realnych szans na wskoczenie do  elity nie będę miał.

- A co z twoimi demonami, czasami gorszymi niż rywale? Alkoholem, narkotykami, które wiele razy powstrzymywały ciebie  przed  pokazaniem wszystkiego co potrafisz? Nie chcesz o tym mówić, chcesz, żeby kibice zapomnieli?
OM:
Nie chcę, żeby zapomnieli, bo ja nie zapomniałem. Odwrotnie - chcę, żeby pamiętali ten alkohol, te narkotyki, te wariactwa i widzieli jak bardzo się zmieniłem. Niech porównają sami tego człowieka wtedy i teraz. Mam wokół siebie ludzi, którzy przypominają mi, że tego w życiu nie potrzebuję, że są lepsze cele, że mam przecież boks, ten talent dany od Boga. To mi zupełnie wystarczy.

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk {jcomments on}