Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Maciej Sulęcki przegrał w Nowym Jorku z Amerykaninem Danielem Jacobsem, byłym mistrzem świata, ale może być z siebie dumny. Punktacja sędziów (116:111, 117:110, 115:112) nie oddaje tego, co działo się w Barclays Center na Brooklynie.
 
28-letni Sulęcki, który poniósł pierwszą porażkę w karierze, przyznał, że Amerykanin okazał się niewygodnym przeciwnikiem, ale też trochę przereklamowanym. Postrzegany w dużej mierze przez pryzmat znakomitej, choć przegranej walki z Giennadijem Gołowkinem, zdaniem wielu ekspertów wydawał się nieosiągalny dla mało znanego polskiego pięściarza.

W ringu różnicy umiejętności nie było widać, jeśli już - to dostrzegalna była różnica doświadczenia, co dało o sobie znać w końcowej fazie walki. – Nie bił tak mocno, jak sądziłem, ale nie mogłem się do niego dobrać. W następnym pojedynku go znokautuję - obiecuje Sulęcki.

On wie, że jest już gotów, by walczyć z najlepszymi w wadze średniej. Idzie śladem Andrzeja Gołoty i Tomasza Adamka, wierzy, że to nie jest jego ostatnie słowo.

W zawodowym boksie porażki czasami są zwycięstwami. I tak jest w tym przypadku, choć Sulęcki nie do końca się z tą opinią zgadza. Przegrana to przegrana - powtarza.
 
Pełna treść artykułu w "Rzeczpospolitej" >>