Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu w Nowym Jorku prawdopodobnie najważniejsza walka w polskim boksie w 2018 roku. Z trzecim pięściarzem świata wagi średniej (72,6 kg) Danielem Jacobsem zmierzy się Maciej Sulęcki. 28-latek z Warszawy chce stoczyć bój, który zapamiętamy na lata. Do osiągnięcia sukcesu motywuje go szczególnie roczna córeczka Melania, która wraz z mamą Magdą zostały w Warszawie.

Wygląda pan na zadowolonego z tego, co udało się wypracować w trakcie przygotowań. A już w sobotę w Nowym Jorku walka z Danielem Jacobsem, trzecim pięściarzem świata wagi średniej (72,6 kg).
Maciej Sulęcki:
 Entuzjazm jest bardzo duży, bo przed żadną walką nie miałem tak udanych przygotowań, choć kiedyś trenowałem przecież w USA. W Warszawie wszyscy, łącznie ze mną, perfekcyjnie wykonali swoją pracę. Teraz pozostaje odpocząć, wypełnić limit wagowy i zrelaksować się.

Presja wielkiej walki w Barclays Center na Brooklynie – transmitowanej przez HBO, a w Polsce przez TVP - nie przytłoczy pana?
Raczej nie. Mam uśmiech na twarzy, bo w tym miejscu chciałem być wiele lat temu, gdy zaczynałem trenować boks. Wiedziałem, że przyjdą wielkie walki. Człowiek się poświęcił, parł do przodu, przełamywał kolejne bariery. Wygrałem już z kilkoma naprawdę wysokiej klasy zawodnikami. Nie obawiam się, nie stresuję. Udział w wielkiej gali HBO jest dla mnie wyróżnieniem, a teraz trzeba zrealizować cel i osiągnąć sukces. Nie będę próbował motywować się w inny sposób niż przed poprzednimi walkami. W ringu nie zrobię więcej niż umiem. Stres i emocje pewnie przyjdą. Postaram się, aby mi nie zaszkodziły, lecz zaowocowały czymś pozytywnym.

Z Jacobsem macie podobne życiorysy. Wychowaliście się w wielkich miastach, on w Nowym Jorku, pan w Warszawie. Wasze dzieciństwo nie opływało w dostatek, mogliście skręcić w złe ścieżki. Boks dał wam ogromną szansę, którą wykorzystujecie.
Jestem cholernie zdeterminowany, czuję ogromny głód zwycięstwa, pokazania światu, kim jestem, zaistnienia, zapisania się w historii boksu. To zawsze mnie motywowało i nakręcało do działania. Zawsze próbowałem wykraczać poza przeciętność. Wierzę, że ta determinacja okaże się narzędziem, dzięki któremu pokonam Jacobsa. Nie zabrakło mi jej w ostatniej walce z Jackiem Culcayem, do której nie miałem czasu się przygotować. Po 5-6 rundzie nie miałem już siły trzymać rąk w górze, a jednak podkręcałem tempo. Wiem, że jeśli będzie trzeba, w walce z Jacobsem znajdę siłę, by zadawać mnóstwo ciosów. Jednak wszystko będzie robione z głową, rozsądnie. Marzy mi się lepsze życie. Dla mnie, dla rodziny, dla córeczki. Stoję u wrót pięściarskiego raju. Muszę je po prostu wyważyć.

Jeśli pokona pan Jacobsa, jak najbardziej realna stanie się potyczka z samym Giennadijem Gołowkinem, mistrzem świata IBF, WBA I WBC wagi średniej.
Tak, bo w sobotę stoczymy pojedynek eliminacyjny do tytułu WBA. Na razie wszystko jest robione pod Jacobsa, aby to on doczekał się rewanżu z Gołowkinem. Czy ja otrzymam szansę, jeśli wygram? Najpierw Jacobs. Czeka mnie arcytrudne zadanie, bo to arcytrudny przeciwnik. Z jednej strony wybieganie w przyszłość nie ma wielkiego sensu. Z drugiej - trudno uciec przed myślami. Jasne, wyobrażam sobie koniec walki z Jacobsem i moją rękę uniesioną w górę przez sędziego. A potem starcie z Gołowkinem.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>