Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Nie mówię szeptem, gdy pytają skąd jestem – lubi powtarzać Maciek Sulęcki. Młody warszawiak, niebawem być może piąty polski mistrz świata w boksie zawodowym. Siedzimy w kawiarnianym ogródku przy kinie Atlantic w centrum, po wywiadzie chcę mieć z niego pamiątkę. Podaję przechodzącej kobiecie telefon, robi zdjęcie. – Ale ma pan patriotyczny ubiór – śmieje się. Nie obraża go, ale w Maćku gotuje się krew. Już słyszę te wszystkie przekleństwa, lecz kobieta niczego nowego się o sobie nie dowiaduje. Facet pewnie by się nasłuchał...

1 sierpnia, rocznica Powstania Warszawskiego, to dla Sulęckiego ważna data. – Ciary mnie przechodzą, gdy całe miasto się zatrzymuje. Polak Polakowi cały czas wbija szpilę, ale potrafimy być jednością. Po śmierci Papieża pogodziliśmy się tylko na moment, jednak nawet ta chwila była ważna. Pokazała, że gdy przyjdzie kryzys, będziemy razem – mówił mi w tamtym wywiadzie. Na klatce piersiowej wytatuował sobie uczestniczkę Powstania w hełmie z orzełkiem, na ramieniu ma krzyż na grobie poległego żołnierza. Taki ma sposób wyrażania patriotyzmu. Oczywiście, po takim opisie można go zaklasyfikować jako nacjonalistę i zadymiarza, nawet fryzura by się zgadzała – jest łysy. Tylko po co? Ja bym mu przyklasnął, nie ma się do czego przyczepić.

Przywiązanie do barw narodowych charakteryzuje wielu naszych wojowników. Nie spotyka się wśród nich zblazowanych kosmopolitów, którym po wyjeździe za granicę (tym bardziej przy jego braku) marzy się jakiś nowy wspaniały świat. Przeciwnie – chętnie manifestują polskość. Na sukces, rozpoznawalność, zwycięskie walki pracują lub zapracowali własnymi rękami. Doceniają to, że urodzili się w kraju, w którym nic nie było podane na tacy. Nie narzekają na warunki, zapyziałe sale treningowe i śmierdzące rękawice bokserskie, umieją natomiast zrozumieć, że to ukształtowało ich charakter.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>