Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

27-letni Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO) jest jednym z kandydatów na piątego polskiego mistrza świata w boksie zawodowym. W sobotę w Zakopanem walczy z Michim Munozem (25-6, 15 KO), potem chce podbić amerykańskie ringi. Trudna młodość, dorastanie w niezbyt zamożnej rodzinie i nastoletnie wybryki ukształtowały jego twardy charakter.

Zakładamy, że wygra pan sobotnią walkę w Zakopanem. Co dalej?
Maciej Sulęcki: Chcę pojedynków o dużą stawkę w USA. Zmieniłem wagę ze średniej na junior średnią, w niej mistrzami świata są Jermell Charlo i Jarrett Hurd, których jestem w stanie pobić. Tak naprawdę musiałby się wydarzyć kataklizm, gdybym prędzej czy później nie dostał walki o tytuł, skoro mieli je Kołodziej, Wawrzyk, Jackiewicz, Proksa, Sosnowski czy Wach. W każdej chwili mógłbym też się bić z Giennadijem Gołowkinem i wcale nie będzie mnie jarało, jeśli on przejdzie ze średniej do superśredniej. Billy Joe Saunders mnie olał, wybrał sobie na rywala jakiegoś Ruska, który nie wiadomo skąd się wziął.

Ma pan śmiałe plany.
Bo kiedy dostaję szansę, to ją wykorzystuję. Jestem zbyt uparty i zawzięty, by było inaczej. Nikt nie znał mnie przed walką z Robertem Świerzbińskim na Polsat Boxing Night, wygrałem. Przed starciem z Grześkiem Proksą spisywano mnie na straty, a zwyciężyłem przez nokaut, to samo było rok temu w Chicago z Hugo Centeno. Artur Szpilka pisał do mnie, tak po koleżeńsku, że Proksa mnie zabije. „Co ty pierniczysz, skopię mu dupę” – odpowiadałem. I po walce Szpila mi pogratulował. Nie spodziewał się, że tyle potrafię.

Dzięki walkom zawodowym staje się pan zamożnym człowiekiem?
Nie tak szybko. Do walki z Proksą było pod tym względem słabo. Mieszkam na Ochocie, niedawno kupiłem 60-metrowe mieszkanie na Bemowie, ale połowę zapłaciłem z kredytu. Teraz wykańcza je ekipa budowlana, niebawem czeka nas przeprowadzka. Mam świetnych sponsorów, dzięki którym spokojnie żyję.

Dobrze radzi pan sobie z pokusami?
Kobiety ciągnie do silnych mężczyzn, fajterów. Zawsze tak było. Wiem, co jest dla mnie dobre. Wiadomo, jesteśmy samcami alfa i każdy lubi sobie pogadać z dziewczynami. Jednak ja mam swoją panią, która czeka na mnie w domu i to się liczy. A niedługo będą ze mną już dwie panie, bo spodziewamy się narodzin córki.

Pełna treść artykułu na Eurosport.onet.pl >>