Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Jeżeli go nie znokautuję, to chyba nie mam szans na zwycięstwo – mówi Łukasz Janik (28-2, 15 KO) przed piątkową walką z Grigorijem Drozdem (39-1, 27 KO) o pas mistrza świata federacji WBC kategorii junior ciężkiej. Polski pięściarz zastąpił chorego Krzysztofa Włodarczyka i w poniedziałek leci do Rosji.

Długo pan myślał nad tym, czy zastąpić Krzysztofa Włodarczyka w walce z Grigorijem Drozdem w walce o pas mistrza świata federacji WBC w kategorii junior ciężkiej?
Łukasz Janik: W ogóle!

Dlaczego? Pytam, bo dowiedział się pan o takiej możliwości zaledwie kilka dni przed planowaną na najbliższy piątek walką.
Przecież to pojedynek o tytuł mistrza świata! I to takiej federacji jak WBC, czyli najbardziej prestiżowej. Teraz już nieważne, że nie przygotowywałem się miesiącami. W ringu może się wszystko zdarzyć. Poza tym, jechałem przecież do Krzyśka do Wisły, aby z nim sparować przed walką z Drozdem, więc musiałem być gotowy i prezentować odpowiedni poziom. Wiadomo, że gdybym miał osiem tygodni, byłbym w innej formie, ale nie mogłem odmówić.

Zdąży pan rozpracować Drozda?
Tak. Dobrze się rusza, atakuje, odskakuje, ponawia akcje, ale popełnia też błędy i ma swoje wady. Muszę robić swoje i będzie dobrze. A wracając do Drozda – jest mistrzem świata, wygrał z Włodarczykiem, pokonał Mateusza Masternaka i innych ze światowej czołówki. Należy mu się szacunek!

Ma pan już plan na tę walkę?
Wiem, że w Rosji będzie trudno wygrać na punkty. Właściwie myślę, że jeżeli go nie znokautuję, to chyba nie mam szans na zwycięstwo. Jeżeli jednak pokażę się z dobrej strony, to żadnych drzwi sobie nie zamknę. Więcej – jeśli po kilkunastu dniach przygotowań stoczę wyrównaną walkę, będę mógł mówić o rewanżu.

O boksie przeczytasz także w "Przeglądzie Sportowym" >>