Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Włodarczyk PalaciosSypnęło wypracowaniami po sobotniej walce Włodarczyka z Palaciosem, sypnęło komentarzami. Literacki talent odnalazło w sobie wielu - i niedawni lotniskowi groupies i drobni internetowi biznesmeni i wiecznie pokrzywdzeni emerytowani bokserzy. Problem w tym, że więcej w tej pisaninie bałaganu niż merytorycznej, wyważonej dyskusji.

Włodarczyk dał słabą walkę, ale każdy, kto Włodarczyka zna i kto widział w akcji Palaciosa, musiał brać chyba pod uwagę taki obrót spraw w ringu. Miała być ringowa wojna, wyszły słabe szachy, ale w żadnym wypadku ani Włodarczyk ani Palacios nie zaznaczyli na tyle wyraźnie swojej przewagi, by w razie jakiegokolwiek wyniku bliskiego remisu mogli czuć się przez sędziów pokrzywdzeni. Obaj wykonali w sobotę absolutnie plan minimum, okazali sobie nawzajem za dużo respektu i o ewentualną porażkę pretensje mogli mieć tylko do siebie. Polak nie zaboksował jak mistrz, który chciałby boleśnie skarcić kolejnego pretendenta, nie udawało mu się odpowiednio blisko podchodzić pod rywala, by zaatakować go kombinacją, bił zdecydowanie za rzadko, jego pressing był mało efektywny. Portorykańczyk nie pokazał determinacji challengera, który dostał właśnie prawdopodobnie jedyną w karierze szansę na zdobycie pasa, dużą część ciosów lokował na rękawicach czempiona, nie pokazał, jak dobrze potrafi uderzyć z kontry, boksując na wstecznym - uderzał raczej kombinację dwóch ciosów, przejmując na chwilę inicjatywę. Na pocieszenie polskim kibicom pozostaje fakt, że w wadze junior ciężkiej jest na świecie niewielu zawodników, którzy Włodarczykowi tak bardzo nie odpowiadają stylowo jak Palacios i ewentualne potyczki "Diablo" w "Super Six" będą na pewno o niebo ciekawsze.

Oczywiście punktacja 118-112 wypacza obraz tego, co działo się w ringu, ale pozostałe dwie karty punktowe były jak najbardziej "w porządku", bo przy tylu wyrównanych rundach, jakie w sobotę "zmajstrowali" uczestnicy walki wieczoru w "Łuczniczce", wynik pójść mógł w obie strony. Ja osobiście widziałem wygraną "Diablo" jednym punktem, choć mógłbym wypunktować także jednym czy dwoma punktami dla Palaciosa (wiele równych rund). Przemek Garczarczyk, który jako miłośnik amerykańskiej szkoły pięściarskiej, potrafi szczególnie docenić wartość boksu defensywnego, uderzeń kontrujących, również przyznał niewielkie zwycięstwo Polakowi. Dwójka znajomych dziennikarzy, która obok mnie śledziła walkę w Bydgoszczy punktowała remis i jednopunktowe prowadzenie "Diablo". Nie wiem, jak walkę widzieli Przemysław Saleta i Janusz Pindera, ale podobno nieznacznie wyżej ocenili występ Palaciosa. Piszę o tym, bo nie są dla mnie zrozumiałe okrzyki o bokserskim przekręcie, czy jako to ująć Maciej Zegan "skandalu". Bo "skandalu" po prostu nie było, była śmiertelnie nudna, taktyczna, równa walka.

Swoją drogą oświadczenie Zegana, w którym rozprawia on o uczciwości w boksie, podczas gdy dopiero został złapany na stosowaniu dopingu, jest niezwykle interesujące. I do tego z pewnością (uwaga, ironia!) podyktowane troską o prawość na polskich ringach, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że pan radny "Boom Boom" o wszystkie swoje życiowe nieszczęścia od lat oskarża promującego Włodarczyka Andrzeja Wasilewskiego, bez którego tak naprawdę na zawodowych ringach nie osiągnąłby nic. Skomponowany w sarkastycznym tonie komentarz Mateusza Masternaka wydaje się być porównaniu z tym autorstwa Zegana bardziej zrozumiały - "Master", który nie kryje, że jest zdania, iż jest go w mediach mniej niż powinno być, wykorzystał fakt, że polska junior ciężka ma swoje pięć minut.... i chyba się udało, choć nie wiem, czy było to potrzebne, bo pięściarz z Wrocławia przez większość kibiców szanowany jest jako człowiek kulturalny, wyjątkowo potrafiący trzymać fason, który nawet w trakcie afery "mlecznej" zachował się z klasą. Masternaka prędzej czy później media zauważą ze względu na jego sportowe wyniki, droga "na skróty" jest w tym przypadku absolutnie zbędna.

Warto przy okazji dodać, że i Zegan i Masternak dla swoich myśli znaleźli znakomity nośnik w postaci wciąż popularnego, ale dramatycznie na poziomie merytorycznym i popularności tracącego portalu z czarno-czerwono-białym tamponem w logo. Nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy, jeśli napiszę, że prowadzący ów portal panowie, których poza wspólną pasją do zarabiania pieniędzy, talentem do zasiewania w "środowisku" nienawiści i mierną wiedzą na temat boksu (z dwoma wyjątkami, w tym jednym in-recess) łączy naprawdę niewiele, są w konflikcie z Andrzejem Wasilewskim, co rzuca dodatkowe światło na ich ostatnie epistoły, zarówno tę podpisaną przez lotniskowego groupies, jak i tę "opracowaną" anonimowo, zapewne po licznych polityczno-strategicznych konsultacjach.

Nie chcę nikomu narzucać swojego obrazu walki, ale warto czasem, zanim się krzyknie "skandal", zastanowić się nad tym, co się pisze. Obejrzeć walkę na chłodno, wypunktować ją, a nie na starcie zakładać "będzie wałek!". Nie zawsze warto iść "z prądem", po najmniejszej linii oporu, zwłaszcza mając jakąś tam siłę przekazu, bo trąci to zwykłym populizmem. Skoro kilka osób, które profesjonalnie od lat zajmują się boksem, widziały sobotni pojedynek jako równy, chyba musi coś w tym być...

Na zakończenie jeszcze refleksja nad ciągle przytaczanym cytatem Fiodora Łapina, który namawiał zbyt pasywnego "Diablo" do zadawania większej liczby ciosów, mówiąc "Uderzaj, daj szansę sędziom!". A cóż bardziej celnego mógł w trakcie walki powiedzieć Łapin, by zmotywować swojego zawodnika?

Michał Koper{jcomments on}