W sobotę Krzysztof "Diablo" Włodarczyk stanie przed wielką szansą. Jeśli wygra w Poznaniu z Noelem Gevorem, to dostanie klucz do sejfu, w którym są miliony dolarów za udział w World Boxing Super Series.

Te miliony są Krzysztofowi potrzebne, bo na boksie fortuny się nie dorobił. W dużej mierze zresztą z własnej winy, bo forsa się go nie trzymała, wydawał ją wyjątkowo nierozsądnie, czego najbardziej jaskrawym przykładem było kupienie luksusowego auta, które pochodziło z kradzieży i zostało mu skonfiskowane przez policję.

Życzę Krzysztofowi wygranej i mam nadzieję, że wygra. Ale zastanawiam się jakiego "Diablo" zobaczymy w sobotę w ringu. Jeśli takiego jak z walk z Dannym Greenem czy Rachimem Czakijewem, to jestem spokojny. Jeśli jednak takiego jak z walk z Francisco Palaciosem w Bydgoszczy (kiedy śpiewał z rywalem kołysanki usypiając widzów brakiem aktywności) czy z Leonem Harthem we Wrocławiu, gdy tak rozkojarzył się załatwianiem znajomym biletów, że zapomniał o walce, był zupełnie nieskoncentrowany i męczył się ze słabeuszem – to zaczynam się niepokoić.

Gevor jest niepokonany (22-0, 10 KO), ale do obicia. Mateusz Masternak, który odgrażał się że pojedzie na sparingi do Gevora (ostatecznie tego nie zrobił), dobrze zna Niemca ormiańskiego pochodzenia. Gdy byli razem w grupie Sauerlanda, nieźle sprał go na sparingu. Włodarczykowi radzi, żeby ostro siadł na Niemca, od samego początku, nawet kosztem przyjęcia kilku czy kilkunastu ciosów, bo Gevor słabnie w drugiej fazie pojedynku. Najpierw trzeba go jednak podmęczyć. A z tym... "Diablo" miewa kłopoty, bo wolno rozpoczyna walki, dopiero później się rozkręca.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>