- Wiele razy wydawałem na bzdury... Gdybym miał zsumować, ile pieniędzy przejeździłem, to chyba bym oszalał. Na przykład dwa razy, rok po roku, kupiłem nowiutkie motocykle. Każdy z nich kosztował mnie po 60 tys. złotych - mówi w rozmowie z Interia.pl Krzysztof Włodarczyk (51-3-1, 37 KO), który 10 grudnia na gali "Królowie Nokautu" we Wrocławiu zmierzy się z Leonem Harthem (14-1, 10 KO). Stawką pojedynku będzie pas IBF Inter-Continental wagi junior ciężkiej.

Artur Gac: Czy poukładał pan swoje sprawy prywatne? Pytam, bo one zawsze miały przełożenie na pana dyspozycję w ringu.
Krzysztof Włodarczyk: (chwila ciszy) Każdy jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. To delikatny temat, w który nie chciałbym się zagłębiać, bo pewne sprawy jeszcze się nie rozwiązały. Ale, jeśli się wyjaśnią, to na pewno będzie słychać.

A istnieje zagrożenie, że znów wejdzie pan do ringu z ciężkim bagażem problemów?
Szczerze powiedziawszy, mam nadzieję, że nie. Wierzę, że to wszystko jest już za mną.

Czyli istnieje nutka niepewności?
Właściwie nie, do ringu nie wniosę problemów. Myślę tylko, że gdyby na finiszu przygotowań coś się działo, wówczas mogę to lekko odczuć. Natomiast staram się tak robić, aby z dużym wyprzedzeniem, przed walką, nic nie zaprzątało mojej głowy. Dlatego, w tym okresie, niczego nie będę robił pochopnie, ani na "hura".

Publicznie się pan przyznaje, że poniósł pan fiasko, jeśli chodzi o zarządzanie własnym portfelem. To jedna z większych porażek w pana życiu?
Tak, to prawda, nieumiejętnie gospodarowałem pieniędzmi. To temat, który mnie dołuje.

Co było pana najbardziej ekstrawaganckim wydatkiem?
Na przykład dwa razy, rok po roku, kupiłem nowiutkie motocykle. Każdy z nich kosztował mnie po 60 tys. złotych, a następnie sprzedałem maszyny z bardzo dużą stratą. To jedna z wielu moich zachcianek, a że kocham motory, w pewnym okresie nie mogłem sobie odmówić takiej fanaberii. Może nie były to milionowe wydatki, ale takich widzimisię miałem dużo więcej.

Zdarzało się panu też głupsze przepuszczanie gotówki?
Bo to raz? Wiele razy wydawałem na bzdury... Gdybym miał zsumować, ile ja pieniędzy przejeździłem, to chyba bym oszalał.

W jakim sensie pan "wyjeździł"?
Przykładowo naszła mnie ochota pojechać na obiad do Trójmiasta. Kilkaset złotych na paliwo, tyle samo na jedzenie. A nieraz zostawałem na noc, więc jeszcze dochodził hotel. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że bywały okresy, gdy jeździłem co tydzień, czasami na więcej dni, to regularnie wydawałem morze kasy. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, przynajmniej mam fajne wspomnienia. Teraz biorę się za siebie, zbieram się i mam zupełnie inny plan działania z przyszłymi zasobami finansowymi.

Pełna treść artykułu na Interia.pl >> 

Kup bilet na galę "Królowie Nokautu", zobacz walki "Diablo", Cieślaka, Runowskiego, Zyśka >>