Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Jest Pan zły, że zapowiadana na 5 listopada gala została przełożona na przyszły rok, a w związku z tym nie dojdzie do Pana walki z Nigeryjczykiem Olanrewaju Durodolą?
Krzysztof Włodarczyk: Nie jestem zły, tylko wkur…, bo przygotowania szły dosyć fajnie. Miałem już pierwszego sparingpartnera Michała Olasia, który jest wymagającym chłopakiem i zmuszał mnie do fizycznego i mentalnego wysiłku.

Telewizja Polsat nie wydała w tej sprawie oficjalnego oświadczenia, ale w dyskusji w mediach społecznościowych pada m.in. argument, że do gali pozostało za mało czasu na jej wypromowanie.
Nie wiem, jaka jest polityka odnośnie sportu w Polsacie. Nie chciałbym kopać pod sobą dołków, bo jest to jedyna telewizja, która nam pomaga i mocno nas wspiera, za co jesteśmy wdzięczni.

A Pan w czym upatruje przyczyn takiego posunięcia?
Może coś im się nie spinało, a zawodnicy nie byli do końca dogadani. Całe menu, czyli karta walk, być może nie zostało w pełni zamknięte i wkradło się coś „surowego”, nie do końca upieczonego.

Niewykluczone, że trafił Pan w sedno, jeśli prawdą jest - co ogłosił Pana promotor Andrzej Wasilewski - że nie podpisano kontraktu z Pana oponentem Durodolą. Jeśli tak było, obóz Nigeryjczyka mógł zacząć wykorzystywać fakt, że pojedynek został ogłoszony i zaczęło się podbijanie stawki.
Bardzo możliwe, że promotor, menedżer lub inni ludzie z otoczenia Durodoli dokładnie tak podeszli do sytuacji i postanowili ugrać coś ekstra.

A Pan nagle nie zmienił warunków gry?
Absolutnie nie, wszystko już miałem ustalone z panem Marianem Kmitą (szef sportu w Polsacie - przyp. AG). Dokładnie wiedziałem: co, gdzie i za ile.

Czyli z Panem też nie parafowano kontraktu?
Nie, ale dla niektórych ludzi słowo jest droższe od pieniędzy. Ustne porozumienie i uściśnięcie dłoni znaczyło dla mnie tyle, co podpisanie umowy.

Pełna treść artykułu na Dziennikpolski4.pl >>