Krzysztof Włodarczyk (49-3-1, 35 KO) twierdzi, że pokonał życiowe zakręty i wróci na szczyt. Wszystko wskazuje na to, że 22 lub 29 maja znowu pojedzie do Moskwy i drugi raz zmierzy się z Grigorijem Drozdem (39-1, 27 KO).

Promotorzy Polaka, Andrzej Wasilewski i Piotr Werner zadbali o zapis o rewanżu w kontrakcie na pierwszą walkę. Pytanie czy Włodarczyk jest w stanie odzyskać to, co stracił. Pierwsza walka nie zostawiła złudzeń, Polak przegrał bezdyskusyjnie. Tak naprawdę jednak przegrał zanim jeszcze zanim wsiadł w samolot do Rosji. Przegrał ze swoimi problemami. To nie był zresztą pierwszy raz...

Na razie Diablo przechodzi rehabilitację po operacji barku. - Wstrzykują mi komórki macierzyste, żeby wszystko się szybciej zagoiło. Później wracam do pracy i chciałbym być w maju gotowy na rewanż z Drozdem. Moim priorytetem jest odzyskanie pasa mistrza świata federacji WBC. Krótko mówiąc – styczeń na leczenie, od lutego czas na pracę. Pewnie wyjadę na obóz do Zakopanego - mówi Włodarczyk.

- Nie zlekceważyłem Drozda, a jeśli już, to troszeczkę. Problem był nieco inny: przytłoczyło mnie wszystko, co działo się dookoła. Mówię o drugim dziecku i drugiej kobiecie. To zamieszanie sprawiło, że na zewnątrz wyglądałem normalnie, ale naprawdę nie byłem sobą. Wszystko siedziało w środku - opowiada Diablo.

- Wydoroślałem, choć nie wyrosłem ze wszystkiego. Za to wszystko, co się stało, odpowiadam nie tylko ja. Oczywiście wiem, jak co się stało i, jeśli mogę tak powiedzieć, wykonałem pewne ruchy. Wiele razy rozmawiałem z żoną o dziecku, bo marzę o tym, by patrzeć jak dzieciak rośnie, dojrzewa. Chcę spędzać z nim czas. Widzieć jak mija kolejny miesiąc. I nie żałuję tego, co się stało. Moja córka ma pół roku i waży 10 kilogramów. Kawał baby! Kupuję jej ubranka na roczek. Kiedyś przyjdzie do niej jakiś chłopak, ale oby to był ktoś rozsądniejszy i bardziej zrównoważony.

- Ten rok będzie mój. Nie ma innej opcji, musi taki być – przekonuje z błyskiem w oku. Rewanż z Drozdem ma na wyciągnięcie ręki, znowu mówi o pasie federacji WBC. Zresztą, miniaturę tego trofeum ciągle wozi w aucie. – Chcę mój pas z powrotem! Wiem, że są inne, ale w moim domu dobrze wyglądał ten zielony. Boli mnie to, że go straciłem. Stoczyłem chyba najgorszą walkę w życiu. Prezentowałem się tak, jakby nie było mnie w ringu, ale to się nie powtórzy – mówi pięściarz, który przez lata był numerem jeden w grupie Sfersi KnockOut Promotions. Teraz pod bokiem wyrósł mu konkurent, który goni go (skutecznie) nie tylko pod względem sportowym, ale też medialnym. To Artur Szpilka.

- Dlaczego miałbym się nie czuć w grupie numerem jeden? To ja zostałem mistrzem świata przez lata - ucina rozmowę Diablo.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>

http://www.youtube.com/watch?v=5Zg7yoq7DNs