Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- To była masakra. Wirus dopadł mnie podczas najdłuższych 12-rundowych sparingów, w ogóle najcięższych treningów, w momencie, gdy organizm był najmocniej eksploatowany. Nigdy w życiu tak źle się nie czułem. Przechodziłem wcześniej nie raz grypę, czy anginę, miałem świnkę i ospę, ale tak źle nie było - stwierdził w rozmowie z Rafałem Mandesem z TVP Sport Krzysztof Głowacki (31-2, 19 KO), który przez koronawirusa stracił szansę boksowania w sobotę o pas WBO wagi junior ciężkiej z Lawrencem Okoliem (14-0-1, 11 KO).

Rafał Mandes: Zanim miałeś pozytywny wynik testu, to czułeś, że będziesz chory?
Krzysztof Głowacki: Tak. W piątek (27 listopada, red.) na sparingu źle się czułem. Miałem przeboksować dziesięć rund, ale po szóstej nie mogłem już wytrzymać. Ręce i barki bardzo piekły, a nogi to czułem jakby każda ważyła po sto kilogramów, nie mogłem zrobić kroku w przód. Następnego dnia w sobotę (28 listopada, red.) nadal czułem się źle, ale przyjechałem na trening. Na nim pojawił się także mój promotor Andrzej Wasilewski, którzy przyjechał z testami. Wynik był negatywny, wróciłem do domu i praktycznie nic nie robiłem. W poniedziałek (30 listopada, red) poszedłem normalnie na trening, kolejny test i wtedy wynik był już pozytywny.

Fizycznie jest już coraz lepiej, ale psychicznie trudno będzie się po tym podnieść?
Daj spokój, tragedia, ale nie ma się co załamywać. Trzeba myśleć pozytywnie choćby nie wiem co. Federacja WBO fajnie się zachowała, będę walczyć z wygranym i to mnie trzyma na duchu. Chodzi mi po głowie to, że ponad rok przygotowań poszedł na marne, jednak najważniejsze, by zdrowie wróciło.

Cała rozmowa z Krzysztofem Głowackim na sport.tvp.pl >>