Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Mogłem, oczywiście, że mogłem zostać na deskach, ale jak to tak? Gwizdało mi w uszach, jednak to nie ja, żeby się tak poddawać. Nie robię takich rzeczy - mówi Krzysztof Głowacki po walce z Mairisem Briedisem.

Jak się pan czuje kilkanaście godzin po tym, co wydarzyło się w ringu w Rydze? Walka z Mairisem Briedisem jest szeroko komentowana z powodu kontrowersji.
Krzysztof Głowacki: A jak mam się czuć po czymś takim? Kiepsko jest, naprawdę kiepsko. I smutno, bo nie tak miało być. Wkurzyłem się na całą sytuację. Co tu więcej mam powiedzieć?

Pamięta pan to, co działo się w ringu w drugiej i trzeciej rundzie?
Tak, choć tylko częściowo. Po tym uderzeniu łokciem przez Briedisa było mi bardzo trudno. Między rundami strasznie piszczało mi w uszach, a później już nie pamiętam, co się działo. Szczęka zresztą ciągle mnie boli jak cholera. Nie mogę się śmiać, zresztą nie ma też powodu. Nie jestem w stanie szeroko otworzyć ust ani też nawet normalnie rozmawiać.

Ten faul, czyli cios łokciem, ustawił walkę.
Trudno mi teraz powiedzieć jednoznacznie. Na pewno to był ważny moment tej walki. Po faulu nie doszedłem do siebie. Po gongu poszedłem do narożnika, widziałem, że trener do mnie mówi, ale w ogóle go nie słyszałem. Ciągle huczało mi w uszach, nie mogłem się skupić. Kiepsko to wszystko wyszło.

Pełna treść artykułu na Onet.pl >>