28-letni Kamil Szeremeta, który w Rzymie znokautował Włocha Alessandro Goddiego, i został siódmym, polskim mistrzem Europy, zrobił to co obiecywał. Nie pozostawił decyzji sędziom.

Walka skończyła się w drugiej rundzie. Sycylijczyk dwukrotnie lądował na deskach po prawych sierpowych Szeremety i od ciężkiego nokautu uchronił go ręcznik rzucony przez jego sekundantów. Włoski pięściarz, co warto podkreślić, nie miał w tym krótkim pojedynku wiele do powiedzenia. Polak tym samym wywalczył tytuł mistrza Europy wagi średniej.

Zobaczymy co teraz los przyniesie Szeremecie. Nie wszyscy z jego otoczenia liczyli na ten sukces, sądzili że jeśli Kamil nie znokautuje Włocha, to przegra na punkty. Nie dowiemy się, czy mieli słuszne obawy, bo Kamil wziął sprawy w swoje ręce i szybko wykonał robotę. Nie ukrywam, że sam jestem ciekaw jak potoczy się jego kariera. Dziś w tej wadze przed wielką szansą stoi Maciej Sulęcki, który 28 kwietnia stoczy w Nowym Jorku walkę wieczoru na gali HBO. Jego rywalem będzie znakomity Daniel Jacobs z Brooklynu.

Myślę, że Szeremeta nie czuje się gorszy od swojego rówieśnika, więc na pewno fakt że "Striczu" pierwszy dostał tak wielki pojedynek będzie dla niego bardzo silną motywacją. Tyle że ten nokaut w Rzymie i tytuł mistrza Europy tak naprawdę niczego jeszcze nie zapewnia. Takie są fakty. Ale niewątpliwie daje nadzieje na lepsze jutro.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>