Niedawno opublikował Pan zdjęcie, na którym jest Pan między innymi z Krzysztofem Głowackim, „Diablo”, czy też Kamilem Szeremetą. Gdyby ktoś zrobił sobie prawie 2-letnią przerwę w śledzeniu wydarzeń na bokserskiej scenie, mógłby pomyśleć, że szykuje się Pan do swojej kolejnej walki.
Grzegorz Proksa: Spędzałem wakacje u siebie w Kościelisku i podjechałem do chłopaków, bo mieli akurat zgrupowanie. Okazało się, że jest możliwość wspólnego treningu, ponieważ wciąż cały czas się ruszam, utrzymuję tę aktywność. Trochę potrenowaliśmy, ale nie wysuwałbym daleko idących wniosków, że szykuje się do powrotu. O formę dbam cały czas, dla siebie, ale jeszcze nie myślę o powrotnej walce.

Ostatni pojedynek stoczył Pan prawie dwa lata temu, ale oficjalnie wciąż jednak nie zakończył Pan kariery.
Oczywiście, nie zakończyłem. Aktualnie zajmuje się swoimi biznesami i wychowuję dzieci.

Ciągnie wilka do lasu?
Bardzo. Tęskni się za tym, zwłaszcza że ciągle ma się kontakt z tym sportem. Człowiek śledzi to, co się dzieje w świecie boksu, nie da się tak z dnia na dzień zrezygnować z czegoś, co się robi przez 17-18 lat. Od najmłodszego wieku.

Toczenie zawodowych walk traktował Pan jak narkotyk, jak coś bez czego nie można żyć?
Był to jakiś sposób życia. Ukierunkowany byłem całkowicie na sport i trudno jest teraz bez czynnego uprawiania boksu, bo tęsknię za zapachem gymu, za wspólnymi zgrupowaniami z chłopakami. To jest trudne, ale na razie tak musi być.

Pełna treść artykułu na Boxing.pl >>