GołotaAndrzejowi Gołocie (41-9-1, 33 KO) w walce z Przemysławem Saletą (44-7, 22 KO) nie po raz pierwszy w karierze przeszkodziły nerwy. Pojedynek Gołota rozpoczął nieźle, ale w kolejnych odsłonach rzucał się w oczy brak pracy nóg, słaba dynamika i moc uderzeń, dziury w obronie, brak realizacji założeń taktycznych i szybka utrata sił. Wszystkie te elementy po części spowodował stres.- Emocje, które negatywnie wpłynęły na Andrzeja, zabrały mu co najmniej 50 procent możliwości - uważa Piotr Wojnowski, który w Ergo Arenie sekundował Gołocie wraz z trenerem Andrzejem Gmitrukiem.

- Pierwsza runda była obiecująca, chodził lewy prosty. Kryzys zaczął się od drugiej - zauważa Mateusz Masternak, sparingpartner Gołoty ze stycznia i lutego. - Po pierwszej rundzie Andrzej przestał chodzić na nogach. Wydaje mi się, że powodem było spięcie - tłumaczy Wojnowski. - To duży facet, ale na treningach na nogach ruszał się z lekkością. Powtarzaliśmy z Andrzejem Gmitrukiem: "nie bij się z nim, pochodź na nogach". Bez efektu - wyjaśnia. - Sparingi wyglądały dobrze. Przede wszystkim Andrzej dobrze się ruszał, a w walce kompletnie zabrakło nóg. Powinien pochodzić na boki, zrobić sobie miejsce. To byłoby dla Przemka bardzo niewygodne, o wiele trudniej byłoby mu trafiać. Przecież Saleta też "nie chodził na nogach" - zauważa Masternak.

Gołota padł na deski w 6. rundzie. Nie po ciosie, ale ze zmęczenia. Dlaczego tak szybko opadł z sił? - Był usztywniony. Gdy mięśnie są napięte, potrzebują o wiele więcej energii. Doszło do zakwaszenia, które przyspieszyło wysokie tempo walki. Kondycyjnie Przemek zniósł to starcie o wiele lepiej - uważa Masternak. - Andrzej po prostu stanął - twierdzi Wojnowski.

Założenia taktyczne Gołota realizował tylko w 1. rundzie. Potem nie docierały do niego uwagi z narożnika.  - Miała być lewa ręka, dużo chodzenia, walka techniczna, w dystansie. W ferworze walki Andrzej poszedł jednak na wyniszczenie, do tego bez szczelnego bloku. Cios za cios. Przemek był precyzyjniejszy i miał lepszy blok, na który wyłapywał sporo ciosów - analizuje Masternak.

Ciosy rywala nie robiły na Salecie wrażenia. - Bokser usztywniony nie ma nic. Ani refleksu, ani szybkości, ani uderzenia. Sztywny cios jest wolny - podkreśla Masternak. Przegrany słabo też się bronił. - Andrzej za bardzo liczył na refleks, a wiadomo, że szybkości reakcji z wiekiem zaczyna brakować. Do samego końca opuszczał ręce, licząc, że sprowokuje Saletę. W niektórych fazach walki bezkarnie przyjmował ciosy - zauważa "Master". - Gdyby nie trzymał gardy w dystansie, byłoby OK. Ale nie w półdystansie - mówi Wojnowski. Gołota zawsze słynął z twardej szczęki, ale po latach jego odporność znacznie spadła.

- I tak nie było najgorzej, bo tych uderzeń Przemka, a to kawał chłopa, przyjął sporo - twierdzi sparingpartner Gołoty. - Kiedyś Saleta nie miał takiego ciosu, który zagroziłby Andrzejowi. Ringowe wojny zrobiły jednak swoje - przyznaje sekundant.