Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Al CaponeWspomniany już przeze mnie Curt Riess Steinam, uciekinier z nazistowskich Niemiec, w latach 30-tych znaczną część swej publicystyki poświęcił pięściarstwu. Był wszędzie tam, gdzie działy się sprawy ważne. Docierał do bohaterów pojedynków, zgłębiał okoliczności towarzyszące wydarzeniom ringowym, dostarczał czytelnikom rzetelnych i wiarygodnych informacji- zza kulis aren bokserskich. Dziś prezentuję materiał będący dowodem, iż udział mafii w strukturach amerykańskiego boksu pierwszej połowy lat 50-tych nie był jedynie fikcją literacką.

Al Capone, największy gangster wszech czasów, prowadził nie tylko "interesy" alkoholowe, zajmował się pralniami i przemysłem farbiarskim, ale spore sumki zarabiał i na sporcie. Wiedziano o tym od dawna, szeptano sobie na ucho, ale przekonywujących dowodów nie było. Przeczuwano, że w sporcie stosuje identyczne metody, co w innych dziedzinach tj. terror.

Dopiero obecnie, gdy okazało się, że Al Capone, który od wielu lat przebywa na wyspie przestępców w Alcatraz, dostał pomieszania zmysłów i nie będzie w przyszłości niebezpieczny, jedna z ofiar wystąpiła z rewelacjami na temat metod stosowanych przez gangstera. Jest nią bokser Harry Blitman z Filadelfii.

A było tak...

Harry Blitman należał do ulubieńców publiczności Filadelfii. Był doskonałym pięściarzem wagi piórkowej, kutym na cztery nogi mańkutem. Wprawdzie nigdy mistrzem świata nie został, ale w pełni swej kariery dzielił go od zaszczytnego tytułu minimalny tylko dystans. Jego gratyfikacje obracały się w granicach 25.000 dolarów.

W 1930 roku pojawiły się pierwsze symptomy starości. Wydawało się nawet, że całkowicie jako bokser się skończył. Potrafił jeszcze raz zerwać się do lotu i w jednej z najbardziej emocjonujących walk, jakie widział ring filadelfijski, pokonał w szóstej rundzie przez nokaut Benny Bassa. W konsekwencji natychmiast otrzymał propozycję zmierzenia się w Chicago z Eddie Shea.

Przyjął ją bez namysłu. Wiedział, że nic mu ze strony Shea nie grozi, gdyż nie był to pięściarz klasowy. Spodziewał się uporać z nim w kilku rundach. Walka rozegrała się na krótko przed świętami Bożego Narodzenia 1931 roku. Blitman był faworytem, zakłady stały 3: 1, dochodziły do 90.000 dolarów.

Z ręką w kieszeni

Blitman siedział w garderobie i czekał na sygnał. Nagle otwarły się drzwi i bez pukania zjawił się Frank Capone, brat gangstera.
- Harry, dzisiejszą walkę przegrasz w czwartej rundzie lub wcześniej przez nokaut - powiedział przybysz.
Blitman podskoczył:
- Pan widocznie zwariował. Mogę z Shea zrobić co zechcę.
Capone uśmiechnął się, włożył rękę do kieszeni płaszcza. Czyżby chwycił za rewolwer? Może. W każdym razie wrzasnął:
- Siadaj! Przed upływem czwartej rundy dasz się wyliczyć! Zrozumiano?! Wyliczyć, tak lub inaczej!
Blitman oświadczył, że nie wdaje się w żadne konszachty. Jest 17 tysięcy widzów, więc nie może zapuszczać się w tego rodzaju nieczyste sprawki.
- Walczyłem zawsze uczciwie- zakończył.
Capone postąpił krok naprzód, przyłożył rękę znajdującą się w kieszeni, pod żebra boksera i oświadczył:
Słuchaj chłopcze, mój brat Al postawił 30.000 dolarów na Shea. Zakłady stoją 3: 1 na twoją korzyść. Nie przeszkodzisz memu bratu w zarobieniu 90.000 dolarów. Rozumiesz?!

Pod groźbą lufy

Blitman wchodząc na ring zdecydował się walczyć uczciwie. Gdy jednak ujrzał w pierwszym rzędzie Al Capone’a w otoczeniu najbliższego sztabu zrobiło mu się nieswojo. Al Capone skinął głową i od niechcenia spojrzał na kieszeń. Zrozumiał, że albo przegra przez nokaut, albo też już nigdy nie ujrzy pokoju hotelowego. Zdecydował się mecz przegrać.

Łatwiej było powiedzieć, niż uczynić. Już w pierwszej rundzie dopuścił Shea do pełnego ciosu, którego nawet należycie nie poczuł. Pod koniec rundy zachwiał się, gdyż uderzył z pełną siłą w próżnię. W tym momencie Shea trafił go w skroń. Blitman zrozumiał, że jest to najdogodniejsza szansa. Padł na deski, jednak przy sześciu "wyratował" go gong.

Blitman rozpoczął drugą rundę udając, że jest "groggy". Widzowie dopingowali Shea domagając się zwycięstwa. Przy pierwszym silniejszym ciosie Blitman znów padł na deski. W rzeczywistości czuł się doskonale. Gdy sędzia doszedł do "siedmiu" Blitman udawał, że chce się podnieść, przy "dziewięciu" był na kolanach. Na "dziesięć" stanął na nogach, jednak sędzia krzyknął, że jest już wyliczony. Teraz Blitman rzucił się z furią na przeciwnika i zbił go na kwaśne jabłko. Z trudem go od Shea oderwano. Publiczność szalała. Panowało ogólne przekonanie, że sędzia liczył zbyt szybko, że Blitman padł ofiarą ciemnych machinacji. Przegranego zawodnika triumfalnie zniesiono z ringu, a sędziego musiała wziąć pd opiekę policja, gdyż niewątpliwie padłby ofiarą linczu.

Była to jedna z ostatnich walk Blitmana. Otrzymał 1.500 dolarów, a Al Capone schował tego wieczora do portfela 90 tysięcy.

Curt Riess Steinam
Opracował Krzysztof Kraśnicki, colma1908.com