Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Mawia Pan, że jesteście bardziej grupą produkcyjną, niż promotorską.
Andrzej Gmitruk: Przerzucamy ciężar odpowiedzialności od strony sportowej na Niemcy. Wiadomo, że organizacja walk o poważne tytuły w Polsce drogo kosztuje. Liczę łącznie z opłaceniem rywali. Dlatego też, kiedy tylko nadarza się okazja wygrania za granicą, będziemy ją podejmować.

Szansa na wygraną teoretycznie jest zawsze, ale licząc od września 2012 - poza zwycięskimi potyczkami Krzysztofa Włodarczyka - na siedem mistrzowskich prób, nie wykorzystaliśmy żadnej. Nie pokutuje tu myślenie życzeniowe?
Przegrał Janik, wcześniej Paweł Kołodziej, Głażewski, Wawrzyk. Krzysiek długo trzymał się na trudnych wyjazdach, ale z Drozdem też poległ. Brutalna weryfikacja. Wielu pięściarzy nie sprostało oczekiwaniom, które zawdzięczać możemy bardzo dobrej promocji. Miesiącami, latami nakręcano koniunkturę. Uświadamiano społeczność pięściarską, że ci zawodnicy gotowi są na wielkie wyzwania. Okazało się, że nie byli.

Wilczewski to dobry trener? Ali Bashir, który wspólnie z nim prowadzi Mariusza Wacha, nazwał go kiedyś „aferzystą bez pojęcia o boksie”.
To bardzo niesprawiedliwa ocena. Tak, Piotrek to dobry trener. Trener z potencjałem. Cały czas się rozwija, doskonali warsztat. Co ważne, opiekuje się Mariuszem nie tylko w płaszczyźnie czysto merytorycznej, ale także emocjonalnej.

Pan kiedyś też pomagał Wachowi.
Cztery lata za darmo. Działając zarówno jako trener, jaki i promotor nie wypada mi brać pieniędzy od zawodników. I nie chodzi tu tylko o Mariusza. Ja swoich pięściarzy trenuję ogólnie za darmo. Pobieram tylko małe kwoty, znacznie niższe od promotorskich 30-procentowych standardów, gdy boksują za granicą. Proszę sobie wyobrazić, że nie wziąłem ani złotówki od zawodników z ostatniego PBN. Ani od Maćka Sulęckiego, ani od Michała Syrowatki. Uznałem, że nie zarabiają oni na dzień dzisiejszy aż tak dużych pieniędzy, aby uszczuplać im zarobek. Gdyby np. Darek Sęk zaboksował ze Stevensonem, oczywiście rozmowa byłaby inna. Na razie realia są, jakie są. Staramy się pozyskiwać pieniądze nie od zawodników, ale od reklamodawców.

Polscy promotorzy ze sobą współpracują? Tworzycie jeden organizm? Kiedy rozmawialiśmy przez telefon mówił Pan, że środowisko jest zawszone. Że to taki polski bazar.
Czasem jest za dużo bazarowych dyskusji. „Kto?”, „Co?”, „Komu?”, „Za co?”. Obserwując je, mam przed oczami bazar Różyckiego, gdzie kilkadziesiąt lat temu regularnie chodziłem z matką, w celu zakupienia raków. Taka bazarowa atmosfera handlu. Teraz na szczęście jakoś się to poukładało. Mamy cztery egzystujące na niezłym poziomie grupy: Andrzeja, moją, Babilońskiego i pana Grabowskiego. Każdy ma swoją robotę do wykonania i na tym się koncentruje. Wcześniej zdarzały się różne dziwne sytuacje, które utrudniały dobry kontakt. Osobiście wyrosłem już z słuchania plot i angażowania się w intrygi typu: kto, co, komu zabrał. Moim skromnym zdaniem na lepsze zmieniły relacje na poziomie zawodnik-promotor. Mamy też telewizję Polsat, która stawiając na rodzimą produkcję zapewnia nam warsztat pracy i nieustanną motywację. Nie można jej zestawiać z Canal+. Nie oszukujmy się, gdyby nie Polsat, żadna z istniejących dziś polskich grup nie funkcjonowałaby na poważnym poziomie.

Pełna treść rozmowy na Sporteuro.pl >>

Add a comment

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Mateuszem Rzadkoszem, który w piątek na gali Wach - Airich w Ostrowcu Świętokrzyskim zadebiutuje na zawodowym ringu pojedynkiem z Dzianisem Makarem (5-28-2, 4 KO).

http://www.youtube.com/watch?v=xayim_5KO1Y

Add a comment

- Andrei Staliarczuk to bokser dużo lepszy od moich poprzednich rywali. Z pewnością będzie polował na ciosy sierpowe - mówi Michał Leśniak (2-0) przed galą BudWeld Boxing Night, która odbędzie się 19 czerwca w Ostrowcu Św. Po zwycięstwach na punkty z Chorwatem Lukasem Leskoviciem i przez TKO w 2 rundzie Węgrem Janosem Vassem, w piątek na antenie Polsatu Sport Michał Leśniak (Tymex Boxing Promotion) spotka się z doświadczonym Białorusinem Andreiem Staliarczukiem (11-23-3).

- Jest bokserem nieźle ułożonym technicznie, ale ja znam pięściarską szkołę białoruską, bo jeździłem do tego kraju z Mariuszem Cieślińskim i współpracowałem z kilkoma trenerami na Białorusi, m.in. Alfitem Khakovem - powiedział bokser promowany przez Mariusza Grabowskiego. Na co dzień Michał Leśniak trenuje z Piotrem Wilczewskim, Mariuszem Cieślińskim i Krzysztofem Sadłoniem, ale ale korzysta też z porad Piotra Pożyczki.

Andrei Staliarczuk kilka lat pokonał Olimpijczyka z Barcelony Dariusza Snarskiego, a także zanotował wygraną i remis z Dawidem Kwiatkowskim. Na punkty przegrał z Michałem Syrowatką. - Białorusin to typowy "gardowiec" polujący na ciosy sierpowe, ale dużo lepszy od poprzednich przeciwników. Wiem, że jestem silniejszy od niego i to mój spory atut. W ogóle mojej kategorii wagowej właśnie siła fizyczna będzie moim mocną stroną w wielu walkach. To również podkreślają moi szkoleniowcy - dodał.

Piątkowy pojedynek w Ostrowcu Św. odbędzie się w kategorii junior półśredniej. Zakontraktowany jest na 4 rundy. - Nie nastawiam się na nokaut, bo to mocny rywal. Chcę pokazać luźny boks, bez siłowych wjazdów w przeciwnika. Wiem, że przy tym Białorusinie sama siła to za mało. Podczas sparingów moim luzem zaskoczony był Michał Żeromiński, mówił, że boksuję jak czarnoskóry, nie wiedział z jakich płaszczyzn wyprowadzam ciosy. Miło słyszeć takie pochwały - dodał.

Michał Leśniak nie obiecuje nokautu, ale być może znów po ciosach na wątrobę, jak na gali w Inowrocławiu, jego oponent będzie w poważnych opałach... Janos Vass był 4 razy na deskach. - Wierzę, że sporo osiągnę w boksie. Już rok temu planowałem wyjazd zagraniczny, ale wszystko skomplikowało się z powodu wypadku drogowego. Teraz mam nadzieję, że dzięki grupie Tymex wypłynę na szersze wody - mówi.

Add a comment

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych brał udział w najgłośniejszych polskich procesach karnych. Regularnie widywał się z Pershingiem, znał Rympałka i Oczkę. Gdy rozpoczął działalność w boksie, na dzień dobry zagrożono mu śmiercią. Za Andrzejem Wasilewskim szesnaście lat kariery promotorskiej. Lat badania trudnego terenu. Rynku, na którym znacznie łatwiej o upadki, aniżeli wzloty. "Don Wasyl" jest założycielem i współwłaścicielem Sferis Knockout Promotions - najsilniejszej grupy bokserskiej w Europie Środkowo-Wschodniej. Transmisje organizowanych przez niego gal docierają aż na cztery kontynenty.

Hubert Kęska: Urodził się Pan przy ringu?
Andrzej Wasilewski: Używając przenośni, można tak powiedzieć. Mój ojciec, oprócz tego, że był znanym adwokatem, bardzo aktywnie działał w boksie. Adwokatura była jego zawodem, pięściarstwo traktował zaś jako pasję. Przez dobrych kilkadziesiąt lat był wiceprezesem Polskiego Związku Bokserskiego. Po upadku komunizmu stanął na jego czele. Wypełnił trzy pełne kadencje. Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałem 7 lat. Ojciec swoje obowiązki rodzicielskie wypełniał w ten sposób, że w co drugą niedzielę zabierał mnie na mecz bokserski. Bezpośrednio po nim udawaliśmy się na męski obiad. Właśnie tak spędzaliśmy wspólnie czas. Koło ringu kręciłem się zatem od dziecka.

Pamięta Pan jeszcze turniej Felixa Stamma i zwycięstwo Lennoxa Lewisa w kategorii superciężkiej?
Oczywiście. Wcześniej wygrał m.in. z nieżyjącym już Marianem Klepką. Doskonale pamiętam jak Marian biegł po trzeszczących schodach krzycząc: „Gdy trafiał, czułem jak wyrywa mnie z butów!”. Lewis reprezentował wtedy Kanadę. To był 1987 rok, tuż przed Seulem. Przyjechał wówczas do Polski z bardzo ciekawym pięściarzem kategorii półciężkiej Marcusem Egertonem.

Niespełna ćwierć wieku później "The Lion" odwiedził Halę Mirowską już jako Brytyjczyk i wieloletni czempion.
Pomogłem wtedy uratować imprezę Tomka Babilońskiego. Sprowadziliśmy Lewisa w zastępstwie Mike’a Tysona. Tomek - młody, ambitny człowiek - ślepo zaufał pewnemu oszustowi z Londynu. Z tego co wiem, nadal się z nim procesuje. Trzymam kciuki, aby odzyskał zainwestowane pieniądze. Chodziło o sporą sumę. W tym konkretnym przypadku jego niestandardowy pomysł - których ma wiele - zaliczył brutalne zderzenie z rzeczywistością.

Gdy Babiloński zadebiutował na antenie Polsatu zaczęto zestawiać go z Wilfriedem Sauerlandem. Pan jednak szybko zrezygnował z roli Klausa Petera-Kohla. Postawiliście na współpracę.
Połączenie sił wydawało się całkowicie naturalne. Dyrektor Marian Kmita - szef Polsatu Sport, hegemona na rynku bokserskim w Polsce, preferuje chyba model, który przez lata sprawdzał się w HBO, czyli kilku promotorów w jednej stacji. System niemiecki to jedna grupa - jedna stacja. Polska to jednak zupełnie inny rynek, ani nie niemiecki, ani nie amerykański. Rynek dużo biedniejszy i to zarówno finansowo, jak i produktowo. Miałem w ostatnich dniach sporo czasu na refleksje. Zastanawiałem się, w którym miejscu jesteśmy? W jakim kierunku zmierzamy? I pierwszy raz powiem to głośno: wydaje mi się, że polski boks wchodzi w głęboki kryzys. Telewizja Polsat robi wiele, dla boksu wiele. Sprawia, że sport ten jest świetnie opakowany, odbywa się dużo znakomicie zorganizowanych telewizyjnie gal. Jednakże, jeżeli porównamy sam poziom i prestiż sportowy dzisiejszych walk, z tymi które udało nam się załatwić kilka lat temu - choćby dwa razy Cunningham, Palacios, Fragomeni, trzykrotne konfrontacje o mistrzostwo Europy Rafała Jackiewicza - to wygląda to dosyć skromnie. Takich starć nikt dziś w Polsce nie organizuje. Brakuje moim zdaniem większych wyzwań sportowych, większego ładunku sportu w wymiarze międzynarodowym, a to właśnie część sportowa powinna być kręgosłupem rozwoju boksu. Do wspaniałej broni - perfekcyjnych telewizyjnych produkcji - musimy dobrać odpowiednią amunicję. Minęło już ponad pięć miesięcy 2015 roku i na naszej ziemi odbyła się zaledwie jedna walka, którą międzynarodowy świat bokserski tak naprawdę interesował - eliminator WBO Głowacki-Seferi…

Atrakcyjne starcia polsko-polskie to tylko pozorna korzyść?
Mam poważne wątpliwości, czy większość walk polsko-polskich w dłuższej perspektywie cokolwiek buduje. Wystarczy spojrzeć na światowe listy. Rankingi to oczywiście rzecz umowna, są często krytykowane, ale to właśnie obecność na nich jest przepustką do walk o tytuły. Bez budowania pozycji, Polacy, jeżeli w ogóle będą boksować o jakieś tytuły, to zupełnie przypadkowo i wyłącznie w kategorii przeciwników. Myślę, że to ostatni dzwonek, aby próbować tutaj coś zmienić. Model podziału polskiego niedużego rynku bokserskiego na kilka małych grupek, może okazać się w dłuższej perspektywie szkodliwy dla mądrego i właściwego prowadzenia karier młodych zawodników, a co za tym idzie potencjalnych następców Tomka Adamka czy Diablo. Takie jest moje zdanie. W Polsce jest po prostu bardzo niewielu pięściarzy. Darek Michalczewski napisał w swojej autobiografii, że Peter-Kohl był człowiekiem, który wyciągnął niemiecki boks z piwnic na salony. Mam wrażenie, że my dzisiaj jesteśmy na salonach: mamy bardzo dobry czas antenowy i świetnego telewizyjnego partnera. Tyle że, za chwilę może się okazać, iż sam produkt jest słaby. Wtedy zaczniemy być automatycznie gorzej traktowani. Dopływ środków się zmniejszy i nasz boks powróci do piwnic. Bardzo się tego boję. Myślę, że to odpowiedni moment, aby się zjednoczyć i wspólnie nakreślić kilkuletnią strategię. Starannie wyselekcjonować grupę dobrze rokujących pięściarzy. Takich, którzy będą w stanie zaznaczyć swoją sportową obecność przynajmniej na mapie Europy. Należy tych wybrańców bardzo cierpliwie prowadzić, mieć plan i konsekwentnie go realizować. Jeżeli nie zrozumiemy tego szybko, obawiam się, że będzie trudno wychować sportowo i wypromować kolejnych światowej klasy zawodników.

Ostatnim polskim czempionem był wspomniany przez Pana Krzysztof Włodarczyk. Do tego pięściarza musi mieć Pan szczególny sentyment. To dzięki niemu trafił Pan do boksu.
Tak, historia była bardzo zabawna. Trenowałem rekreacyjnie boks w Gwardii Warszawa z moim ukochanym trenerem Zbyszkiem Raubo. Któregoś dnia Zbyszek - który był jednocześnie opiekunem Krzyśka - poprosił mnie, żebym został jego menadżerem. "Nie mam o tym zielonego pojęcia" - zareagowałem. Zbyszek potrafił mnie jednak przekonać: "Słuchaj, ty nie masz pojęcia i ja nie mam pojęcia, ale mnie jeszcze łatwiej oszukają niż ciebie" (śmiech).

To prawda, że w tamtym czasie Włodarczyk był obiektem drwin?
Krzysiu zbliżał się do swych osiemnastych urodzin i nie był zadowolony z traktowania na sali. Bardzo nieprzychylnym okiem patrzył na niego bezpośredni przełożony Zbyszka. Krzysiek był bliski natychmiastowego zakończenia kariery. Na szczęście przeszedł na zawodowstwo. (...)

Pięściarze to trudni współpracownicy?
Tak, choć wychodzę z założenia, że muszą to być trudni ludzie. Jedynie osoby z bardzo mocnymi charakterami mogą dojść w tym sporcie naprawdę wysoko. Boks to dyscyplina, która nie wybacza błędów. To najbardziej kontaktowy ze wszystkich sportów. Tu nie możesz na chwilę gdzieś się schować, odpocząć, usiąść na ławce rezerwowych. Przeciwnik chce urwać ci głowę i z takim przeświadczeniem musisz być gotowy stawić mu czoła.

Jakiś czas temu rozmawiałem z Dariuszem Michalczewskim. Wyznał, że będąc w Universum koncentrował się wyłącznie na boksie, nie wybrzydzał w kwestii rywali. John Molina Jr. zapytany przez amerykańskich dziennikarzy o wymarzonego przeciwnika, odparł: "Gdyby Al Haymon kazał mi bić się jutro z Godzillą i King Kongiem na parkingu, zaraz bym tam był". Zawodnikom boksującym w Polsce brakuje takiego podejścia?
Darek i inni zawodnicy Petera-Kohla byli bohaterami tak trochę przed mikrofonem. Gwiazdami pozostawali jednak dla kibiców i mediów. Universum to było doskonale zorganizowane przedsiębiorstwo. W relacjach wewnątrz firmy pięściarze nie wyrastali raczej ponad relacje pracodawca-pracownik. My przez lata także utrzymywaliśmy taki model. Nie zamierzałem pytać się zawodników z kim i kiedy chcą boksować. Przychodziła oferta i to na mnie spoczywała odpowiedzialność wynikająca z jej akceptacji. Musiałem trzeźwo ocenić czy warto zaryzykować, czy może tym razem lepiej odpuścić. To był dobry system, najlepszy jaki znam. Niestety z biegiem czasu uległ degradacji. Co było powodem? Wydaje mi się, że mój wspólnik Piotr Werner podchodził do zawodników znacznie łagodniej niż ja. Dziś, zwłaszcza starsi pięściarze, w ogóle nie stosują się do pierwotnie przyjętych zasad. Co chwilę słyszę, że ktoś zastanawia się czy przyjąć ofertę, czy też wycofać się z walki. Dla mnie to śmieszne. Świat jest pełen ludzi, którzy przechodzą obok życiowych okazji, które nigdy później już się nie pojawiają. Jeżeli zdecydowałeś się na tak ciężki zawód jak boks, to sięgnięcie po tytuł powinno być twoim największym marzeniem. A tutaj? Pojawia się mistrzowska szansa, zawodnik ma odpowiedni czas na przygotowania, może zarobić godziwe pieniądze i nie podejmuje rękawicy. Nie mówimy co gorsza o odosobnionym przypadku.

Dawida Kosteckiego zagłaskaliście?
Z punktu widzenia czysto biznesowego, inwestycja w Dawida to absolutna, totalna klapa.

Liczył pan kiedyś, ile na nim straciliście? Już sam jego powrót za kratki słono was kosztował.
W przypadku Dawida, podobnie jak i Artura Szpilki, polski wymiar sprawiedliwości wykazał się wyjątkową aktywnością. Adwokat Kosteckiego zaniedbał drobną procedurę i nagle - ni z gruszki, ni z pietruszki - przed budynkiem telewizji Polsat pojawiło się CBŚ. Dawid wychodził właśnie z wywiadu, nie miał zamiaru się ukrywać. Aresztowało go kilku panów z bronią maszynową w rękach. Niespodziewanie zdecydowano się na nadzwyczajną procedurę. Wcześniej mieliśmy wszystko dokładnie wyliczone. Nie dopuszczaliśmy możliwości, że nie dojdzie do walki z Royem Jonesem. Dawid miał dostać "bilet" pocztą, z odpowiednim terminem do stawienia się w zakładzie karnym. Postawiono jednak na show, w wyniku którego Dawid stracił walkę życia i wielkie pieniądze dla swojej rodziny. My również ponieśliśmy niepowetowane straty finansowe najadając się w dodatku wstydu. Bezpośrednio po zatrzymaniu robiliśmy co w naszej mocy, aby uratować sytuację. Rozmawiałem z Romanem Giertychem, rozmawiałem z najznamienitszymi polskimi prawnikami. Spotkałem się nawet z wybitnymi sędziami w sprawach karnych. Wszyscy opowiadali się za tym, aby nie krzywdzić młodego człowieka, dla którego boks to jedyne realne źródło zarobkowania. Nie oszukujmy się, polski wymiar sprawiedliwości nie ucierpiałby, gdyby Dawid stawił się w więzieniu kilka dni później. Jedyna różnica byłaby taka, że pięcioosobowa rodzina z trójką małych dzieci miałaby z czego żyć. (...)

Artura Szpilkę grypsowania chciał oduczyć sam Andrzej Gołota.
Odwiedził Artura w areszcie na moją prośbę. Andrzej był jednym z jego idoli.

Jego wizyta nie przyniosła zamierzonego rezultatu. Usłyszał od Szpilki, że ten nigdy nie uciekłby ani z ringu, ani przed polskimi organami wymiaru sprawiedliwości. Widzenie zakończyło się wcześniej niż zakładano.
Spotkanie odbyło się w Areszcie Śledczym na Montelupich w Krakowie. Chcieliśmy, aby Artur dał sobie pomóc i szybciej wyszedł na wolność. Zareagował alergicznie. Chciał zamanifestować żelazność zasad i charakterność. Po wyjściu z aresztu, Andrzej, który przecież sam w życiu sporo widział, zadzwonił do mnie i ze swoim wdziękiem, troszeczkę się jąkając powiedział, że nic z tego nie wyszło. Zasugerował, abym spróbował zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby uratować chłopaka. "Jeśli będziecie bierni, to on tam zostanie i ten system go zniszczy" - dokończył.

Cały wywiad z Andrzejem Wasilewskim na Sporteuro.pl >>

Add a comment

W piątek około godz. 20.00 czasu polskiego w Baku zapłonął znicz historycznych 1. Igrzysk Europejskich. Genialna, niepowtarzalna, zapierająca dech w piersiach – takie określenia przewijają się w komentarzach po ceremonii otwarcia. Jeśli Azerowie utrzymają ten poziom przez całą imprezę to możemy być spokojni o niepowtarzalne emocje.

Podczas ceremonii otwarcia zaprezentowały się m.in. nasze obie reprezentacje w boksie – kobiet i mężczyzn, którym towarzyszyli trenerzy Paweł Pasiak i Tomasz Potapczyk.

- Wszystko jest perfekcyjnie przygotowane na przyjazd najlepszych sportowców z Europy – mówi trener kadry narodowej kobiet. – Nad organizacją i porządkiem pracuje dziesięć tysięcy. Azerowie wydali 4 miliardy dolarów tylko na budowę nowoczesnego osiedla dla sportowców. Nigdy i nigdzie czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Mamy do swojej dyspozycji dosłownie wszystko, w tym znakomite sale do treningów.Losowanie turniejów bokserskich odbędzie się w poniedziałek. My nie tracimy jednak czasu i jesteśmy już po dwóch treningach, a w sobotę dziewczyny będą pracować razem z Francuzkami. Przewiduję m.in. sparingi zadaniowe. Kadrowiczki są zdrowe, powoli się aklimatyzują, bo mamy straszny upał po 30 stopni a przy tym jest duszno i wieją strasznie mocne wiatry. Oczywiście walczymy z tym – zakończył trener Paweł Pasiak.

Tak, jak wspomniał trener kadry w poniedziałek nasze zawodniczki i zawodnicy poznają pierwszych rywali i drogi, jakie mogą ich ewentualnie zaprowadzić do medali. Pierwsze walki mężczyzn rozpoczną się we wtorek (16 czerwca), zaś panie pierwsze walki stoczą w piątek (19 czerwca).

Add a comment

Władimir Letr i Tomasz Mazur (obaj Wschodzący Białystok Boxing Team) wygrali swoje walki na niedzielnej gali w Pomigaczach koło Białegostoku. Remis zanotował inny podopieczny Dariusza Snarskiego - Robert Świerzbiński.

28-letni Władimir Letr (5-4), 4-krotny Mistrz Polski amatorów, w pojedynku w kategorii junior ciężkiej wypunktował 58-56 po sześciu rundach Łotysza Reinisa Porozovsa (3-4). W poniedziałek bokser białostockiej grupy Wschodzący Białystok Boxing Team wyjeżdża do Niemiec na sparingi z Francesco Pianetą, szykującym się do walki o pas Mistrza Świata WBA kategorii ciężkiej z Rusłanem Czagajewem.

W "Majątku Howieny" należącym do byłej Miss Polonia Rozalii Mancewicz i jej rodziców, swoją walkę wygrał też Tomasz Mazur (3-0-1). Pokonał w pierwszej rundzie Łotysza Igorsa Dubovsa (1-1). Mający największe doświadczenie w teamie Dariusza Snarskiego Robert Świerzbiński (14-4-1) zremisował z Białorusinem Ivanem Murashkinem (1-0-1). W starciu dwóch innych białoruskich pięściarzy Yaugheni Aleinik (2-2) łatwo rozprawił się z Dmitri Agafonau (8-5), pokonując go w pierwszym starciu.

Add a comment

Na gali w Częstochowie Marcin Siwy (12-0, 5 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Lukasa Horaka (3-2, 2 KO). Po sześciu rundach sędziowie punktowali 58-56 i dwukrotnie 58-57 dla Polaka, który nie zachwycił swoją postawą.

Kolejne zawodowe zwycięstwa do swoich bilansów dopisali w Częstochowie również Dawid Kwiatkowski (9-2-1, 3 KO), który pokonał na punkty Zorana Cveka (9-34-4, 6 KO) oraz Łukasz Gworek (5-0, 1 KO), który wypunktował Antonio Horvatica (7-17, 4 KO).

Add a comment

Marcin Siwy (11-0, 5 KO) okazał się dużo cięższy od Lukasa Horaka (3-1, 2 KO) podczas oficjalnej ceremonii ważenia przed galą w Częstochowie. Polak wniósł na wagę 115 kg, zaś Słowak 95,8 kg. Walkę zakontraktowano na sześć rund. Galę pokaże na żywo TVP Sport.

Pozostałe wyniki ważenia:
Łukasz Gworek (62 kg) - Antonio Horvatic (60 kg)
Adam Koprowski (90,7 kg) - Robert Gacek (94,0 kg)
Dawid Kwiatkowski (69,0 kg) - Zoran Cvek (69,0 kg)

Add a comment

- Czuję się świetnie przygotowany przed niedzielną walką. Wierzę, że wygram, a za jakiś czas znów spotkam się z Albertem Sosnowskim - mówi Władimir Letr (Wschodzący Białystok Boxing Team) przed galą 14 czerwca w Pomigaczach koło Białegostoku.

W "Majątku Howieny", należącym do byłej Miss Polonia Rozalii Mancewicz i jej rodziców, dojdzie do czterech walk zawodowych. Lider grupy Dariusza Snarskiego - Władimir Letr (4-4) spotka się z innym bokserem mającym remisowy bilans pojedynków Reinisem Porozovsem (3-3). Za kilka dni któryś z nich wyjdzie "na plus".

- Pod okiem Darka Snarskiego, Olimpijczyka z Barcelony, z którym trenuję od niecałego roku, czynię systematyczne postępy głównie jeśli chodzi o technikę. Jestem zdrowy, przygotowany i już dziś mógłbym wejść do ringu w Pomigaczach - mówił pięściarz mający swe korzenie w Kazachstanie.

W polskich mediach czasem imię Letra zapisywane jest jako Włodzimierz. - To zostało zapoczątkowane kiedy boksowałem w PKB Poznań. W paszporcie i dowodzie osobistym mam Władimir Letr - dodał.

Jako amator Władimir Letr aż 4 razy z rzędu zdobył Mistrzostw Polski - w 2010 i 2011 roku w wadze półciężkiej, a w 2012 i 2013 – w ciężkiej.

- Wśród zawodowców zacząłem od fatalnej porażki w listopadzie 2013 roku z Białorusinem Artsiomem Charniakevichem. Wszystko było wtedy źle - ważyłem ok. 110 kg, miałem złe nastawienie do walki, do tego zlekceważyłem rywala. Bardzo boli także przegrana z Albertem Sosnowskim, byłym pretendentem do tytułu Mistrza Świata. Chętnie dałbym rewanż Albertowi, jeżeli na to się zgodzi nawet we wrześniu w Białymstoku - mówi Władimir Letr.

Obecnie bokser promowany przez Dariusza Snarskiego występuje w kategorii junior ciężkiej, a po ostatnim treningu ważył niespełna 90 kg.

- Byłem Mistrzem Polski amatorów, a teraz chciałbym zaistnieć nie tylko na polskich zawodowych ringach, ale też zagranicznych. Zmieniłem się, ciężko pracuję, aby odnosić sukcesy - powiedział Władimir Letr, który na co dzień sparuje m.in. z Rogerem Hryniukiem z Rafako Hussars Poland.

Oprócz Władimira Letra, uczestnika Mistrzostw Europy w Moskwie, w niedzielę w Pomigaczach wystąpi jeszcze dwóch bokserów Wschodzący Białystok Boxing Team - Robert Świerzbiński i Tomasz Mazur. A już w poniedziałek Władimir Letr wyjeżdża do Niemiec na sparingi z Francesco Pianetą szykującym się do walki o pas WBA wagi ciężkiej z Rusłanem Czagajewem.

Add a comment

- Argentyńczyk Pablo Sosa boksuje agresywnie i będzie niebezpieczny do ostatniej sekundy pojedynku - mówi Michał Gerlecki (Tymex Boxing Promotion), który jedenastą zawodową walkę stoczy 19 czerwca na gali "BudWeld Boxing Night" w Ostrowcu Św.

Jeden z najbardziej doświadczonych bokserów z grupy Mariusza Grabowskiego spotka się z mieszkającym na stałe w Palma de Mallorca Pablo Sosą (4-4-3). W przeszłości Michał Gerlecki walczył już z rywalem z Argentyny. Był nim olimpijczyk z Londynu Yamil Peralta.

- Do naszej walki doszło w grudniu 2012 roku podczas meczu ligi World Series of Boxing w argentyńskiej Mendozie. Przegrałem wówczas na punkty. Gdyby miał porównać obu Argentyńczyków, Yamil Peralta to elastyczny zawodnik boksujący z defensywy, z długim zasięgiem ramion, zaś Pablo Sosa walczy ofensywnie i jest dużo niższy od niego. Stylowo się różnią, ale temperamentem i zaciętością Pablo nie ustępuje Yamilowi - powiedział Michał Gerlecki (10-0).

Jak zwykle pięściarz z Trójmiasta przygotowywał się pod okiem trenera Rafała Kałużnego. Był również w Finlandii na sparingach z niezłym Juho Haapoją.

- Wyjazd do Skandynawii był bardzo dobrym pomysłem, zdobyłem doświadczenie w potyczkach z Juho Haapoją, który podobnie jak Pablo Sosa zadaje dużo ciosów i prezentuje mocno ofensywny styl walki - mówi Michał Gerlecki.

Rok temu Pablo Sosa zremisował na wyjeździe z Niemcem Eduardem Gutknechtem (27-3-1). To jego jeden z najlepszych zawodowych występów w karierze.

- Argentyńczyk jest twardym i solidnym zawodnikiem, walczącym w wysokim tempie na pełnych dystansach. Boksuje agresywnie i będzie niebezpieczny do końca pojedynku. Udało mi się obejrzeć kilka jego pojedynków, w tym z Eduardem Gutknechtem i walka rzeczywiście była dosyć wyrównana - dodał bokser Tymexu.

Na amatorskich ringach Michał Gerlecki walczył z wieloma trudnymi rywalami jak wspomniany Yamil Peralta, Johan Witt czy Ramazan Magomedov. Przed 2 laty w Mistrzostwach Polski przegrał w finale z Markiem Matyją, dziś obiecującym półciężkim. Być może ciekawym pomysłem byłaby organizacja turnieju z udziałem np. Michała Gerleckiego i Roberta Parzęczewskiego z Tymexu oraz Marka Matyi, Pawła Głażewskiego czy Macieja Miszkinia.

- Telewizja jest zainteresowana pojedynkami polsko-polskimi, ale ja, podobnie jak mój promotor, nie jestem ich zwolennikiem - wyjaśnił Michał Gerlecki.

W głównej walce wieczoru w Ostrowcu Św. wystąpi były pretendent do tytułu Mistrza Świata wagi ciężkiej Mariusz Wach, a jego rywalem będzie Niemiec Konstantin Airich.

Add a comment

Boksujący w kategorii lekkiej Marek Jędrzejewski (4-0,4 KO) podczas niedzielnej gali w niemieckim Essen znokautował w pierwszej rundzie reprezentanta gospodarzy Pierre'a Davida Wagnera (2-4, 2 KO). 

Pojedynek zakontraktowano na dziesięć starć, jednak Polak na jego rozstrzygnięcie potrzebował zaledwie 90 sekund. Walkę zakończył potężny lewy hak wymierzony w wątrobę Niemca. Dla 25-letniego Jędrzejewskiego zwycięstwo nas Wagnerem było czwartym odniesionym w pierwszej rundzie.

- Kolejną walkę Marek stoczy 14 sierpnia w Niemczech, a potem czeka go wyjazd na obozy treningowe do Stanów Zjednoczonych, gdzie będzie miał okazję ćwiczyć z jednym z najlepszych szkoleniowców świata - zdradza Krzysztof Jaszczuk z promującej Jędrzejewskiego grupy First Punch Promotion.

Add a comment