Wolak Rodriguez"Margarito to kryminalista i oszust". "Cotto to płaczek, który bije słabiej niż dziewczynka, a do tego bije żonę". Do takich i podobnych epitetów przywyczaiły mnie konferencje prasowe od 20 lat i rzadko zdarza się by prowokacyjne wypowiedzi służyły czemuś innemu, jak tylko promocji i sprzedaży biletów. W przypadku sobotniej, rewanżowej walki Miguela Cotto (36-2, 29 KO) z Antonio Margarito (38-7, 27 KO), Madison Square Garden jest już wyprzedane do ostatniego miejsca, sprzedaż HBO PPV też zapowiada się bardzo dobrze, ale oni ciągle nie mogą przestać. I nie przestaną bo Cotto nigdy nie zapomni jak trzy lata temu Meksykanin przerwał jego niepokonaną passę, bezlitośnie obijając go przez jedenaście rund. Czy podobnie jak sześć miesięcy później w  walce z Shane Mosley’em, jego trener Javier Capetillo stosował niedozwolone utwardzacze na dłoniach Margarito i dlatego ciosy Meksykanina bolały jak nigdy? Cotto nie ma co do tego żadnych wątpliwości, dlatego ich rewanż trzeciego grudnia w Nowym Jorku ma dla niego wartość symbolu.  Nie o symbole ale  oprzyszłość walczyć będzie w MSG Paweł Wolak (29-1-1, 19 KO) z Delvinem Rodriguezem (25-5-3, 14 KO).  Paweł  ostatnio mówi, że  ma tylko "walki o wszystko". I nie kłamie, a teraz nareszcie doczekał się tej naprawdę ostatniej - tej, w której wygrana gwarantuje mu walkę o tytuł, szansę na którą czekał całe życie.

Dla przeciętnego obserwatora, pojedynek z Margarito to co prawda walka o mistrzostwo świata bo jest nim Cotto, ale przeciwko 33-latkowi, który po brutalnych lekcjach od Mosleya i Manny Pacquaio z ledwością dostał lekarską zgodę by wyjść na ring. Z drugiej strony 31-letni Cotto nie jest już tym samym pięściarzem, którym był przed pierwszą walka z Margarito i wielu zastanawia się ile jeszcze walk na najwyższym poziomie ma przed sobą mistrza świata.  Żaden z tych pięściarzy nie ma przed sobą wielkiej przyszłości, ale tym razem idzie o coś dla nich ważniejszego - o honor. Lub "o krew", bo tak odparł zapytany, co chce zobaczyć na twarzy Margarito, Portorykańczyk.  W swojej sportowej torbie, obok spodenek, taśm, butów  i rękawic,  Cotto nosi jedno zdjęcie - fotkę świętującego zwycięstwo nad nim Margarito, z rękawicami pokrytymi czerwoną substancją. Tą samą, przynajmniej na zdjęciu, jak ta, którą skonfiskowano u niego przed pojedynkiem z Mosley’em. Zaczynając i kończąc każdy trening wyjmuję fotografię, patrzy na nią przez kilkanaście sekund i chową ją do torby. Chowa także przed żoną, która do dziś płacze, kiedy widzi zdjęcia pierwszej walki.

Dla Margarito, który nawet wbrew niepodważalnym dowodom twierdzi, że o niczym nie wiedział, to możliwość wyrównania rachunków za słowa rywala. Krótko przed jedenastą wieczorem, po walce Pawła Wolaka z Delvinem Rodriguezem, rękawice Margerito przejdą inspekcję, jakiej nie mieli amerykańscy kosmonauci wracający  z Księżyca. Wszystko będzie oczywiście w porządku, a Margarito będzie miał okazję udowodnić, że to, co  zdarzyło się w pierwszej walce w Las Vegas nie miało  nic wspólnego z twardymi jak cement rękawicami.  "Wtedy miał szczęście, bo teraz wygram przez nokaut. Wyniosą go na noszach" - zapowiada Margarito. Jak pisze Chris Mannix, tym razem po walce nikt nie zapyta Cotto czy Margarito, co z następną walką, bo to nikogo nie interesuje. "Czy Cotto będzie bił się z Jamesem Kirklandem a Margarito z Sergio Martinezem to będą detale". Szczególnie dla zwycięzcy, on będzie miał swoją satysfakcję. Nie spodziewam się, że przegranego zobaczę na konferencji prasowej bo noc spędzi w szpitalu.

Paweł Wolak, który na ring Madison Square Garden według harmonogramu HBO PPV ma wyjść dokładnie o 9.30 wieczorem  wieczorem czasu nowojorskiego, nie ma wątpliwości, że kibice ponownie zobaczą klasyk - tylko z polskim happy endem, a nie remisem. "W tamtej walce bałem się jedynie, że sędzia zaraz przerwie pojedynek z powodu mojej kontuzji oka. Na szczęście udało mi się dotrwać do końca, chociaż ciężko było iść do przodu nie widząc nic na jedną stronę. Tym razem wiemy o sobie więcej, więc fani mogą spodziewać się, że nasza druga walka będzie jeszcze lepsza" - mówi polski "Wściekły Byk". - "Tym razem nie zostawię sędziom żadnych wątpliwości. Wiem, że póki miałem otwarte oczy, to byłem lepszym pięściarzem niż Delvin. Wiem, że on się przygotuje najlepiej jak potrafi, ale ja będę dużo lepszy niż ostatnio".

Paweł jest jednym z tych naprawdę nieliczych pięściarzy, którzy stoją twardo nogami na ziemi. Nie mówi kogo by to nie "wciągnął nosem", nie  wylicza w  każdym wywiadzie listy mistrzów świata z którymi "musi walczyć". Wolak zdaje sobie sprawę, jak szybka jest droga od HBO pay-per-view, to walk w restauracjach dla 300 fanów butelki i boksu. Wie, bo sam tego doświadczył. Teraz ma przy sobie szarą eminencję światowego boksu, agenta Camerona Dunkina, który za niego nie wyjdzie na ring i nie pokona Rodrigueza, ale jak Paweł to zrobi, to Dunkin załatwi mu szansę walki o pas. Nie za rok czy dwa, ale w następnym pojedynku. Dlatego kiedy Paweł mówi, że ostatnio ma tylko "walki o wszystko" to nie kłamie. Nareszcie jednak doczekał się tej naprawdę ostatniej - tej przed walką, na którą czeka całe życie.

Przemek Garczarczyk z Nowego Jorku{jcomments on}