Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Krzysztof Zimnoch (18-0-1, 12 KO) zakończył sparingi przed sobotnim pojedynkiem z Mikem Mollo (20-5-1, 12 KO). Walka z Amerykaninem będzie główną atrakcją gali "Power Punch" w Legionowie, gdzie pięściarze stoczą walkę o pas międzynarodowego mistrza Polski wagi ciężkiej.

Jak przebiegły drugie przygotowania do walki, które spędziłeś w Londynie?
Krzysztof Zimnoch: Bardzo dobrze. Wszystko odbyło się tak, jak tego chciałem. Trenowaliśmy ciężko, dołożyliśmy kilka elementów ekstra i jestem bardzo zadowolony.

Nad czym najmocniej pracowaliście z trenerem przed tą walką?
Nad elementami bokserskimi.

A konkretnie?
Nad boksem, po prostu. O szczegółach możemy porozmawiać, ale dopiero po walce.

To jakiś nowy element w twoich przygotowaniach, nie rozmawiasz przed walką o tym, co robisz na sali treningowej?
A jaki to ma sens? Co bym nie powiedział, to i tak liczy się tylko to, co zrobię w ringu. Moje słowa i obiecanki nie mają teraz żadnego znaczenia.

Czy to ma związek z twoim niedawnym wyznaniem, że pozbyłeś się wszystkich złych emocji do kogokolwiek?
Tak. Zmieniłem swoje podejście i bardzo dobrze się z tym czuję. Nie chcę po prostu marnotrawić energii na rzeczy, które nie przyniosą mi żadnych korzyści.

Skąd się wzięła ta zmiana? Przeczytałeś jakąś książkę czy spotkałeś jakiegoś mentora?
Nie chcę jeszcze o tym rozmawiać publicznie, przyjdzie na to czas.

I nie zareagujesz w żaden sposób, nawet jeśli Mike Mollo na ważeniu odepchnie cię?
Nie, nie będę w sobie wyzwalać żadnych negatywnych emocji. Od dawna jestem nastawiony, żeby wyjść w sobotę do ringu i boksować z nim. To jest moja praca, chcę się od niego okazać lepszy w rywalizacji sportowej, a nie bójce. Wychodzę go pokonać w sportowej walce, ale nie chcę zrobić mu krzywdy.

Czyli wywiady z Mikem Mollo przed tą walką omijasz?
Nie czytałem żadnego. Nie wchodzę na portale bokserskie, nie oglądam telewizji. Czytam rzeczy, które są mi potrzebne, oprócz tego, śpię, jem i ciężko trenuję. Kumuluję w sobie energię na sobotę.

Co w takim razie myślisz sobie dzisiaj, oglądając siebie sprzed dwóch lat, kiedy ubliżałeś Arturowi Szpilce i Arturowi Binkowskiemu?
To było niepotrzebne, ale wtedy tak czułem. Dzisiaj już bym tak nie zrobił. Patrzę na to i zastanawiam się, jak ludzie, którzy nie śledzili tamtego konfliktu odbierali to, że do szlachetnej bokserskiej rywalizacji wnosi się elementy jakiejś gangsterki. Przecież to było niepoważne.

Mając takie podejście jak dzisiaj, o ile lepiej zaboksowałbyś z Binkowskim czy Mateuszem Malujdą?
Nie wracam do przeszłości, to kolejna zasada. Posłuchaj, w sobotę kibiców czeka dobra sportowo walka. Boks jest pięknym sportem i też dobrym biznesem. Nie chcę plamić tego wydarzenia patologicznymi tematami, tym bardziej zachowaniami. Życzę mojemu przeciwnikowi zwycięstwa, a sam dam z siebie wszystko.

Dochodzą do ciebie głosy o tym, że kolejną walkę masz stoczyć pod koniec maja?
Tomasz Babiloński, jeden z moich promotorów coś wspominał, ale przerwałem mu, bo teraz mnie to nie interesuje. Powiedziałem mu, że możemy o tym pogadać po walce z Mollo. Teraz takie dyskusje nie mają sensu, bo najpierw muszę zrobić swoje w sobotę. Jeśli wydarzy się coś nieoczekiwanego, to dalsze plany i tak się nie spełnią.

Czyli dalsza przyszłość nie interesuje cię na razie?
To nie tak. Jestem tym zainteresowany i bardzo doceniam to, że Tomasz Babiloński i Andrzej Wasilewski świetnie wykonują swoją pracę. Jestem im za to wdzięczny, tylko chcę iść do przodu krok po kroku. Teraz jest Mollo i tylko to się liczy.

Kup bilety na galę "Power Punch" w Legionowie >>