- Jestem na trudnym etapie kariery. W tym roku skończyłem 30 lat. To dużo i mało - mówi w rozmowie z "Polska Times" były mistrz Europy Mateusz Masternak (38-4, 26 KO), który 24 czerwca na gali w Gdańsku zmierzy się z Ismaiłem Siłłachem (25-3, 19 KO). Pojedynek będzie jedną z głównych atrakcji gali Polsat Boxing Night.

Podczas marcowej walki z Aleksandrem Kubichem miał Pan białe buty, a nie czarne. Chyba po raz pierwszy w karierze. Celowo?
Mateusz Masternak: Trafne spostrzeżenie. Zmiana była zamierzona. Teraz mam kolejne buty, nowe i też z przewagą białego. Białe jest piękne, białe jest szybkie. Muhammad Ali zawsze boksował w białych butach. To mój idol, więc i ja chcę mieć białe.

Te zmiany mają być nowym etapem w Pana karierze? Boksuje Pan długo, był Pan mistrzem Europy, pokonał m.in. byłego mistrza świata Jeana Marca Mormecka, a często można odnieść wrażenie, że niektórzy promotorzy o tym nie pamiętają.
Nieraz chce się coś wymazać z pamięci na rzecz swojego podopiecznego. Nie ukrywam, że nie jestem spełnionym pięściarzem. Mój potencjał fizyczny, psychomotoryczny i to, co poświęciłem dla boksu, nie oddał mi tego, o czym marzę, czyli mistrzostwa świata. Stać mnie na to. Choć obecnie jestem na trudnym etapie kariery. W tym roku skończyłem 30 lat. To dużo i mało. Jest za późno, by naprawić niektóre błędy. Ale i dość wcześnie, by jeszcze zdobyć pas i kilka razy go obronić. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości dostanę szansę, wykorzystam ją i wtedy będę mógł powiedzieć, że jestem spełniony

Coraz częściej promotorzy mówią wprost, że bardziej od walk o pasy, interesuje ich organizacja pojedynków pełnych emocji, zwrotów akcji, wymian ciosów, czyli tzw. „bitki”.
Ale co to znaczy bitka? Pięć ciosów przyjąć, pięć oddać? Kiedyś słynny Arturo Gatti robił coś takiego, ale za walkę w Stanach Zjednoczonych dostawał pięć milionów dolarów. Jeśli w Polsce kiedyś będą relatywnie tak samo wysokie gaże, to będą i takie wojny. Pamiętam, jak – mniejsza o nazwiska – jeden z promotorów mówił, że kto zrobi największy show, to dostanie bonus. Wynosił on tysiąc złotych… Czy warto za taką cenę ryzykować zdrowie? Floyd Mayweather nie lubił bitek, skończył karierę jako niepokonany mistrz i zarobił górę pieniędzy. Trzeba mądrze boksować, pokazać taki kunszt, by po walce być nienaruszonym, a jednocześnie zadowolić kibiców. Chcę dawać spektakle z mnóstwem emocji, by kibice wiedzieli za co płacą. Ale w taki sposób, by nie cierpiał na tym mój organizm. Z trenerem Andrzejem Gmitrukiem pracujemy nad tym i 24 czerwca na PBN powinniśmy dać show.

Skąd u Pana taki szacunek do pieniędzy?
Być może to nauka na cudzych błędach. Sportowa kariera jest krótka. Do tej pory nie odłożyłem na to, by wieść po niej spokojne życie, a taki mam plan. Mógłbym teraz mieszkać w wynajętym mieszkaniu, postawić przed blokiem nowe porsche, założyć okulary za 15 tys. zł, a pasek od spodni za 25 tys. zł i się lansować. „O, patrzcie, Master jedzie”. Byłoby pięknie. Ale wszystko by się kiedyś skończyło. Ja po karierze chcę być zdrowy i cieszyć się rodziną. Wejść do własnoręcznie wybudowanego domu i patrzeć na trofea ustawione na półce. To ma być efekt ciężkiej pracy, na którą poświęcam już 20 lat życia. Fajnie, gdyby większość sportowców tak do tego podchodziła. Niestety tak nie jest. Rozmawiam z mnóstwem ludzi, którzy kiedyś boksowali i byli na etatach w milicji, w kopalniach itd. To im się w końcu skończyło i oni swojej szansy nie wykorzystali… Nudno gadam, co?

Pełna treść artykułu na Polskatimes.pl >>