W sobotę na gali w Międzyzdrojach dojdzie do walki o mistrzostwo Polski wagi półciężkiej pomiędzy Markiem Matyją (13-1, 5 KO) i Dariuszem Sękiem (26-3-2, 18 KO). W rozmowie z Tuwroclaw.com Matyja opowiedział o początkach swojej bokserskiej kariery i najbliższych wyzwaniach. 

Już od małego wiedziałeś, co będziesz robił w życiu.
Marek Matyja: Swoje pierwsze rękawice dostałem od taty w wieku zaledwie pięciu lat. Razem z kumplem robiliśmy zawody bokserskie. On zakładał jedną, ja drugą. Nie liczyłem siniaków i podbitych oczu, bo każdy z nas chciał wygrać. Wszystko, oczywiście, w formie zabawy.

Na poważnie twoja przygoda z pięściarstwem zaczęła się jednak dużo później.
Mój znajomy zaczął chodzić w Oleśnicy na zajęcia do Wojtka Bartnika. Bardzo mu się podobało i zaproponował, żebyśmy trenowali razem. Miałem niedaleko, bo pochodzę z Bogusławic. Niestety, moi rodzice kategorycznie się temu sprzeciwili. Boks kojarzył im się z agresją, pijakami i grupami przestępczymi. Generalnie z wszystkim co najgorsze. Prawie pół roku zajęło mi, żeby ich przekonać. Udało się. Wreszcie mogłem legalnie się bić i to jeszcze pod okiem wielkiego pięściarza, ostatniego medalisty olimpijskiego.

Znajomość z Wojtkiem Bartnikiem, oprócz tego, że ukształtowała Cię boksersko, łagodziła też obyczaje.
Popularna dyskoteka w centrum Oleśnicy. Świętowaliśmy urodziny kumpla. Procentów nie brakowało. Od słowa do słowa nasza grupa ścięła się z inną ekipą. Zapowiadało się niezłe mordobicie. Kiedy pierwsze pięści miały pójść w ruch, usłyszałem znajomy głos: " Ej młody a co tu się dzieje?"- jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha Wojciech Bartnik próbował uspokoić sytuację. Zamiast krwi lejącej się z rozbitych nosów, polały się kolejne drinki. Wszystko rozeszło się po kościach.

Ty doskonale znasz imprezowe życie również z tej drugiej strony. Przez kilka lat byłeś ochroniarzem w nocnych klubach.
Musiałem zarabiać na życie. W ciągu dnia studiowałem i trenowałem a w nocy stałem na bramce. To bardzo wyczerpująca praca, która niesie ze sobą wiele pokus.

Rano byłeś zwykle cieniem człowieka.
W końcu w nocy zawsze trzeba być czujnym. Kiedyś do Mundo weszło trzech gości. Byli pijani, więc nie wpuściłem ich do środka. Na spokojnie opuścili lokal. Wydawało mi się, że jest po sprawie. Nagle z partyzanta otrzymałem kilka ciosów w głowę. Widocznie chłopaki nabrali odwagi i widząc, że siedzę sam, chcieli się wyładować. Z odsieczą, z drugiego końca sali, przybiegł mój kumpel. Goniliśmy ich aż do samego Heliosa.

Innym razem dyskotekę odwiedziło dwóch mężczyzn. Byli pod wpływem alkoholu. Odmówiłem im wejścia do środka. Wtedy wyjęli odznaki i powiedzieli, żebym się nie wygłupiał, bo mogę mieć kłopoty. Pozostałem nieugięty. Ledwo trzymali się na nogach, a wychodząc jeden z nich się przewrócił. Po godzinie wrócili, ale już razem z kolegami w mundurach. - To ten mnie pobił- jeden z nich pokazał na mnie palcem. Policjanci skuli mnie w kajdanki i zawieźli na komendę. Tam przebadany zostałem alkomatem. 0,0 nie pozostawało wątpliwości. - To teraz czas na tych panów- twardo zarządzałem. U każdego wyszło grubo ponad dwa promile. Wypuścili mnie.

Najgorzej, kiedy biją się pijane dziewczyny. Wtedy nie ma hamulców. Drapią sobie twarz paznokciami i wyrywają włosy. Odciągnąć je od siebie to bardzo trudne zadanie, z którym wielokrotnie musiałem sobie poradzić.

Pełna treść artykułu na Tuwroclaw.com >>