Dwukrotny mistrz Europy i były pretendent do tytułu mistrza świata wagi średniej Grzegorz Proksa (29-4, 21 KO) wciąż nie podjął decyzji odnośnie swojej bokserskiej przyszłości. "Nice Super G" w listopadzie przegrał przez nokaut z Maciejem Sulęckim, ponosząc trzecią porażką w ciągu czterech ostatnich ringowych występów.

Będzie Pan jeszcze walczył? Kariera sportowa znajduje się w zawieszeniu, czy po prostu zbliża się ku końcowi?
Grzegorz Proksa: Nie odpowiem na to pytanie.

- Proszę przynajmniej określić swoją obecną sportową sytuację tekstem z którejś ze znanych polskich komedii. Słyszałem, że lubi Pan je cytować. „Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem”?
Po walce z Maćkiem pasuje cytat z Nikosia Dyzmy, kiedy spogląda w lustro nad ranem po rządowym rauszu i stwierdza: „kompletna korozja” (śmiech). Tak na poważnie, nie znajduje się w komicznej sytuacji i dziś wygląda to inaczej. Na jej określenie wybrałbym inny cytat, ze spektaklu Teatru Telewizji reżyserii Juliusza Machulskiego „19. Południk”. Ale to chyba nie czas i nie miejsce.  

- Nie chce się Pan wypowiadać na temat swojej przyszłości w sporcie, nic się w tej kwestii nie zmieniło? Na każde zadane pytanie o boks odpowie Pan: pomidor?
Mam jakieś przemyślenia, wnioski. Nie zakładałem porażki, ale każda czegoś uczy.

Domyślam się, że nie jest łatwo łączyć treningi z normalną, codzienną pracą. Po Pana porażce na PBN trener Fiodor Łapin zasugerował, że powinien Pan głęboko zastanowić się nad tym, co tak na prawdę chce w życiu robić. Ekstraklasowy sędzia Marcin Borski dla gwizdania porzucił kiedyś rolę pełnomocnika Zarządu KGHM. Był Pan kiedykolwiek gotów na tak daleko posunięte poświęcenie?
- Cała moja kariera to jedno wielkie poświęcenie. Pierwsze 4 lata w Budapeszcie bez żony i małych dzieci. Później dwa lata samowolki trenerskiej, jako bunt przeciwko życiu z dala od rodziny. Następnie refleksja, zrozumienie, że bez tych poświęceń nie da się niczego wielkiego osiągnąć. Krótki epizod z panem Gmitrukiem, potem stała współpraca z Fiodorem Łapinem. Jestem za stary, żeby ktoś mówił mi jak mam żyć. Rozumiem położenie trenera, wiem że chciałby jak najlepiej, ale to tak nie działa. Czasami trzeba znaleźć się w czyjejś sytuacji, nie tylko myśleć według schematu. Moim zdaniem trener o tym wie, tylko nie wypada mu mówić inaczej. Ostatnio przyszły porażki. Szukanie na siłę ich usprawiedliwienia, zwalanie winy, czy wybielanie się, nie leży w mojej naturze. Jeżeli trener czuje się z tym lepiej, kiedy udziela takich wypowiedzi – jego sprawa.

Pełny zapis rozmowy z Grzegorzem Proksą na Sporteuro.pl >>