- Powietrze ze mnie uchodziło z każdą rundą, próbowałem coś zrobić, ale bez efektu. Po czwartej rundzie już bardzo ciężko oddychałem, nie byłem sobą, jechałem na charakterze, dodatkowo jeszcze osłabił mnie cios Drozda w tył głowy, chociaż nie szukam tutaj wymówki, bo przegrałem wyraźnie  - powiedział Łukasz Janik (28-3, 15 KO) po porażce przez techniczny nokaut w dziewiątym starciu z mistrzem świata WBC wagi junior ciężkiej Grigorijem Drozdem (40-1, 28 KO).

- Organizmu nie da się oszukać, ja do tej walki szykowałem się tydzień - zauważył "Lucky Look", który ofertę skrzyżowania rękawic z rosyjskim czempionem otrzymał, gdy w ostatniej chwili z pojedynku z Drozdem ze względu na chorobę wycofał się Krzysztof "Diablo" Włodarczyk.

- Myślę, że Drozd jest do obicia, gdybym miał więcej siły, mógłbym go zaskakiwać, były momenty, gdy łapałem trochę oddechu, luzowałem się i zaczynałem boksować, oszukiwałem go. Drozd łapał się na zwody, myślę, że gdyby dali mi rewanż i konkretny czas na przygotowania, na przykład dwa miesiące, to byłbym w stanie z nim wygrać - stwierdził pięściarz z Jeleniej Góry. - Ja zawsze walczę do końca i walczę o wygraną, dobrze że stało się tak, że tak naprawdę nie podłączył mnie żadnym mocnym ciosem. Gdy byłem liczony, po prostu zepchnął mnie, ja nie miałem już siły stać ze zmęczenia. Drozd nie bije mocno, silny jest w przepychankach, to trzeba mu przyznać, ale nie ma porównania do ciosu Diablo. Diablo wali jak młotem, dobrze technicznie, Drozd nie uderza z pełnym skrętem, przez co jego uderzenia nie robią takiego wrażenia.

- Myślę, że gdybym do Drozda miał formę jak na Afolabiego, to mógłbym powalczyć o wygraną. Nie ma się co oszukiwać, byłem bez formy, ale i Drozd nie pokazał nic specjalnego. Myślę, że zdrowy Krzysiek Włodarczyk by z nim dziś wygrał, jeśli tylko zaboksowałby tak, jak potrafi - zakończył Łukasz Janik.