Andrzej GołotaJeśli w sobotę Andrzej Gołota (41-7-1, 33 KO) powtórzy w ringu to, co zaprezentował na ostatnim sparingu z Mateuszem Masternakiem, porażka z Przemysławem Saletą (43-8, 21 KO) w Gdańsku nie powinna mu grozić. Po miesiącu treningów na sali warszawskiej Legii w Forcie Bema, w lutym Andrzej Gołota ze swoim imiennikiem, trenerem Gmitrukiem, przeniósł się na drugą stronę Wisły. Wykuwanie formy kończy w Action Club na Pradze.

Niedawno sparował tam z Pawłem Wierzbickim, który w grudniu 2012 roku, podobnie jak Gołota w 1985 roku, sięgnął po wicemistrzostwo świata juniorów. W ubiegłym tygodniu jego głównym pomocnikiem po tygodniu przerwy ponownie został Mateusz Masternak. To właśnie z 25-letnim mistrzem Europy w wadze cruiser stoczył w sobotę ostatni, 5-rundowy sparing.

Po dokładnym rozciąganiu, biegowej rozgrzewce oraz walce z cieniem on i Masternak założyli duże, 18-uncjowe rękawice, kaski, a dla ochrony przed kontuzją Gmitruk posmarował im twarze wazeliną. Ochraniacz na szczękę Gołota włożył do ust już kilkanaście minut wcześniej i nie wyjął go do końca zajęć, zakończonych na ruchomej bieżni. – Chodzi o to, żeby przyzwyczajać się do wysiłku w tym ochraniaczu – tłumaczy 45-letni bokser. Gołota ma to do siebie, że wolno się rozkręca, ale jak na swój wiek już w 1. rundzie sparingu wyglądał nieźle. Mogły się podobać jego uniki i szybkie próby kontrataku. – Szukaj kontaktu przez lewą rękę – instruował Gmitruk, podobnie jak 29 stycznia, na pierwszym sparingu z „Masterem". Po minucie przerwy Gołota był już rozochocony. Na tyle, że jego lewy sierpowy wylądował na znajdującej się tuż za linami ścianie.

Więcej przeczytasz w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym"