Spośród dziewiętnastu mistrzów świata, tylko kilku ma w książce Lou Duvy, napisanej wspólnie z Timem Smithem, znakomitym dziennikarzem nowojorskim, dziś szefem medialnym Premier Boxing Champions, więcej niż kilkanaście stron. Jest jeden, który nigdy nie był mistrzem świata, ale ma... cały rozdział. Nazywa się Andrzej Gołota.

"Lou głęboko wierzył w to, że ma w Gołocie kogoś tak utalentowanego, że zabierze wszystkim mistrzowskie pasy. Nie jeden pas - wszystkie. Że ma takiego wojownika w ringu, jakim był Evander Holyfield. I zrobił wszystko, żeby Andrzej o każdy z tych tytułów mógł walczyć" - mówi Smith.

Skąd pomysł stworzenia książki o kimś, o kim, możnaby napisać dziesięć grubych tomów...i ciągle byłoby zbyt mało?
Tim Smith: Do mnie ten pomysł trafił nieco okrężną drogą. Pomysł i początek realizacji należał do legendarnego, już niestety nieżyjącego historyka pięściarstwa Berta Randolpha Sugara, który miał już za sobą książkę z innym z wielkich trenerów, szkoleniowca Muhammada Ali - Angelo Dundee. Kiedy wiadomo było, że nie będzie w stanie zrealizować projektu z Lou Duvą, poprosił mnie o jego kontynuację. Spotkaliśmy się z Lou, znał mnie z moich dekad związanych z pięściarstwem, porozumienie było natychmiastowe. Problemy zaczęły się później...

Jakie?
Jak stworzyć jedną książkę z siedemdziesięciu lat w pięściarstwie człowieka o którym można by napisać ich dziesięć? Jak wybrać do rozdziałów pięściarzy, którzy najbardziej na to zasługują, skoro Lou wychował dziewiętnastu mistrzów świata?! Wyobrażasz to sobie? Setki historii nie zostało opowiedzianych, choć to, co zostało, łączone jest sprawą przewodnią - jak pracować 24 godziny na dobę i mieć rodzinę? Udało mu się to w niezwykły sposób - wciągnął cała rodzinę w sport, który tak bardzo kochał. Żona, dzieci - każde z nich było częścią jego życia tak samo jak boks. Gdyby nie ten genialny i szalony pomysł, żona na pewno poszukałaby sobie innego, a dzieci nie wiedziałyby, kim jest ich ojciec. Lou, jak wiesz, najchętniej trenowałby wszystkich. Wiadomo, że wszystkich znał. Jest w książce zdjęcie, kiedy siedzi na walce Francois Botha - Mike Tyson, wspólnie z Jackiem Nicholsonem i nowym prezydentem USA, Donaldem Trumpem. Takich zdjęć są w książki setki, w życiu, tysiące.

Pośród tych dziewiętnastu mistrzów świata, tylko o kilku w Twojej książce napisanej wspólnie z Lou Duvą więcej niż kilkanaście stron. Jest jeden pięściarz, który nigdy nie był mistrzem świata, ale ma... cały rozdział. Nazywa się Andrzej Gołota.
Nazwisko Andrzeja pojawiło się w naszych nocnych rozmowach po raz pierwszy, kiedy Lou wspominał najbardziej dramatyczne walki w swoim życiu. Na przykład ten moment zamieszek po pierwszej walce Andrzej Gołota - Riddick Bowe. Kiedy powstało to słynne zdjęcie Lou. Wiesz dobrze o czym myślę - oglądaliśmy dramat na żywo. Lou na noszach, przenoszony nad głowami bijących się ludzi, w pewnym momencie o mało nie spadający na parkiet Madison Square Garden. Zaczęło się od tej historii, póżniej była następna, i następna, i następna o Andrzeju. Akurat na cały rozdział. Chyba najśmieszniejszy... i najsmutniejszy. Dlaczego? Bo głęboko wierzył w to, że ma w Gołocie kogoś tak utalentowanego, że zabierze wszystkim mistrzowskie pasy. Nie jeden pas - wszystkie. Że ma takiego wojownika w ringu, jakim był Evander Holyfield. I zrobił wszystko, żeby Andrzej o każdy z tych tytułów mógł walczyć. Za resztę, te historie Andrzeja, które jeszcze dziś są nie do uwierzenia, już nie mógł odpowiadać. Tylko Andrzej może je wytłumaczyć. Albo nie. Do dziś Gołota jest dla Lou kimś specjalnym i jednocześnie niewytłumaczalnym.

Czego najbardziej mógł żałować człowiek, który jako trener, osiągnął w życiu wszystko?
Oprócz tego, że Gołota nigdy nie został tym, kim Duva chciałby i wierzył, że będzie - niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej - na pewno dwóch rzeczy. Faktu, że nie udało mu się utrzymać rodzinnego biznesu, że rozpadła się potęga - nie tylko rodzinna - jak Main Events. I na pewno tego, że nie był w stanie zatrzymać przed narkotykową samodestrukcją jednego z najlepszych, najbardziej utalentowanych pięściarzy naszych czasów - Pernella Whitakera. Do tego stopnia, że nawet po tylu dekadach, Lou ciągle nie mógł o tym mówić. Po prostu nie mógł, zamykał się, kiedy padało nazwisko Whitaera Wszystko inne, chyba jest w książce, którą przyszło nam wspólnie napisać.