W ostatnich dniach spędziłem wiele godzin z Andrzejem Gołotą i jego małżonką Mariolą. Mariola przyleciała do Polski na rozprawę sądową w Rzeszowie, pozwana przez skruszonego gangstera, sławnego świadka koronnego Jarosława S. zwanego "Masą". Domaga się on od pani Gołotowej 100 tysięcy złotych za nazwanie go "pasożytem żyjącym na koszt Państwa".

Pierwsza rozprawa nie przyniosła rozstrzygnięcia, druga odbędzie się 23 lutego. Andrzej Gołota – który z kolei wygrał proces z "Masą" oskarżającym go o ustawienie do spółki z nieżyjącym już "Pershingiem" walki z Michaelem Grantem - przyleciał do Polski, żeby odebrać nagrodę "Super Expressu" za wygranie plebiscytu dla... najlepszego polskiego sportowca ostatniego 25-lecia.

Niewiarygodne, Gołota wyprzedził Adama Małysza, Anitę Włodarczyk, Roberta Lewandowskiego i Roberta Korzeniowskiego. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że rozstrzygnięcie jest kontrowersyjne. Tak samo jak kontrowersyjny jest Gołota. Ale taki był werdykt ludu.

O czym to świadczy? Na pewno o tym, że Andrzej Gołota to fenomen socjologiczny. Nigdy nie został mistrzem świata (chociaż według mnie wygrał walki i z Ruizem, i z Byrdem o mistrzostwo świata), a ludzie go wciąż kochają. Na gali w Teatrze Polskim nawet prezydent Andrzej Duda z małżonką robili sobie zdjęcia z Gołotą, na ulicy zaczepiali go kibice, wszędzie go poznawano.

Niestety wygląda na to, że w najbliższym czasie w boksie będziemy żyli wspomnieniami. Gołota na emeryturze, Darek Michalczewski tak samo, Tomek Adamek wraca, ale też już był na emeryturze...

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>