Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Światowa liga boksu minęła półmetek, ale szanse na awans w World Series of Boxing zostały już praktycznie zaprzepaszczone. Hussars Poland prawdopodobnie nie wyjdzie z grupy. I bardzo dobrze. Gdyby bowiem nasi pięściarze jakimś cudem znaleźli się w kolejnym cyklu rozgrywek, to - po pierwsze: szybko okazałoby się, że team Raubo-Baraniecki-Koszewska nie miałby kogo wyznaczyć do składu, bo nasze asy zostałyby porozbijane, z zakazem występów w kolejnych meczach włącznie. A po drugie wyniki przez nich uzyskane byłyby miażdżące, na niekorzyść biało- czerwonych.

Dziś Husaria i polski zespół reprezentacyjny to ci sami zawodnicy, wyniki drużyny są więc wykładnikiem siły, a raczej słabości polskiego pięściarstwa. I każdy kolejny mecz okrutnie by tę słabość obnażył. I to liczni miłośnicy wiodącej kiedyś dyscypliny, mam nadzieję, że ciągle jest to pokaźna ilość, musieliby sobie uświadomić. Lepiej pozostawić im, a również niżej podpisanemu - optymiście, wbrew wszelkim przesłankom - nieco złudzeń. Choćby dlatego, aby podtrzymać ich miłość do boksu.

Chylę jednak czoła przed inicjatywą panów Kołkowski-Migaczew; uważam, że dobrze się stało, iż nasi pięściarze występują w lidze WSB. To dziś najlepsza z możliwych formuła sprawdzianu narodowego zespołu - w miejsce zdewaluowanych meczów międzypaństwowych. W sytuacji, gdy lokalni działacze, głównie z chęci ściągnięcia widowni i uzyskania finansowego wsparcia samorządów (zapewne w odwrotnej kolejności intencji), organizują spotkania nazywając je meczami międzypaństwowymi. W praktyce mającymi niewiele albo nic wspólnego z drużyną narodową. Przy milczącej aprobacie bokserskiej centrali. WSB przyciągnęło uwagę miłośników walki na pięści, animatorzy Husarii zdołali pozyskać sponsora, przekonać telewizję. I za to im chwała. A że przy okazji po raz kolejny uświadomiono nam słabość polskich pięści? Trudno, gdzie drwa rąbią…

Szefowie polskiego teamu mają jeszcze jeden powód do satysfakcji; dzięki udziałowi w WSB, za zdobyte w zawodach punkty, pojawiła się realna szansa udziału mężczyzn: Igora Jakubowskiego i Tomasza Jabłońskiego w najbliższych igrzyskach olimpijskich. Oby jej nie zaprzepaścili, do końca rozgrywek jeszcze sześć spotkań. Przypominam, że do Londynu - po raz pierwszy od 1932 roku - nie zakwalifikował się żaden polski zawodnik, nasze barwy reprezentowała, bez sukcesu Karolina Michalczuk. Jest więc powód do umiarkowanej radości, choć, mając w pamięci osiągnięcia lat minionych, serce się kraje.