Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Czy zdobycie kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Tokio utrudnią polskim pięściarzom nie tylko lepsi rywale, ale i nieprzychylni sędziowie? Po nieudanym - szczególnie w wykonaniu męskiej reprezentacji (jedno zwycięstwo w 15 walkach) - styczniowym turnieju międzynarodowym Strandja w Bułgarii w środowisku podniosły się głosy, że przyczyną częstych niepowodzeń naszych pięściarzy nie są jedynie niewystarczające umiejętności, ale i słaba pozycja PZB w międzynarodowych strukturach.

W boksie amatorskim pojedynek trwa tylko trzy rundy i dość często zdarza się, że po dziewięciu minutach rywalizacji nie da się jednoznacznie wskazać zawodnika, który przeważał. Dlatego nietrudno sobie wyobrazić, że sędziowie, po każdej rundzie przyznający lepszemu pięściarzowi 10 punktów, a słabszemu 9, nieraz muszą kierować się innymi względami niż to, co rzeczywiście wydarzyło się w ringu. I niekoniecznie trzeba ich od razu posądzać o tak ciężkie przestępstwo, jakim jest korupcja.

- Szansy na przerwanie niepowodzeń szukałbym w pierwszej kolejności w poprawieniu poziomu sportowego naszych zawodników. Zgadzam się jednak, że jakieś lobby polityczne jest w tym sporcie potrzebne, tak jak w każdej innej dyscyplinie. Przy wyrównanej walce sędzia ma dylemat, na kogo wskazać. I na pewno wpływ na decyzję może mieć fakt, że sympatyzuje z federacją bokserską danego kraju - mówi Paweł Pasiak, były selekcjoner reprezentacji kobiet, a obecnie szef wyszkolenia PZB.

Również prezes związku Grzegorz Nowaczek w niedawnej rozmowie z „PS” przyznawał, że trzeba się starać o przedstawicieli we władzach światowej centrali AIBA oraz europejskiej EUBC, bo nasze znaczenie na arenie międzynarodowej może przekładać się na wyniki zawodników i zawodniczek.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>